sobota, 31 sierpnia 2019

Dwudziesty

Londyn, 18.08.2019 r.

 Nasze życie pędziło jak szalone. Po oficjalnym zakończeniu sezonu rozpoczęliśmy dwutygodniowe wakacje na Malediwach. Zwiedzaliśmy, poznaliśmy nową kulturę, zajadaliśmy się tradycyjnym jedzeniem, zaopatrzyliśmy się w mnóstwo pamiątek, zachwycaliśmy się widokami jakie oferowała wyspa oraz wsłuchiwaliśmy się w szum Oceanu Indyjskiego. Odpoczęliśmy od zgiełku panującego w Londynie, naładowaliśmy baterie przed powrotem do stolicy Anglii i błogo się relaksowaliśmy. Odwiedziliśmy również nasze rodzinne miasto, Anastasia spędzała czas z dziadkami i ciocią, a my spacerując po urokliwych uliczkach Ondarroi wspominaliśmy dawne czasy. Do Londynu powróciliśmy wypoczęci i pełni pozytywnego nastawienia. Początkiem lipca Kepa rozpoczął przygotowania do kolejnego sezonu pod wodzą nowego trenera, jak się dowiedziałam legendy Chelsea, Franka Lamparda. Piąte urodziny Anastasii przypadły na dwa dni przed wyjazdem drużyny na zgrupowanie do Japonii. Urządziliśmy skromne przyjęcie w domu moich rodziców ze względu na otaczający go ogród. Anastasia bawiła się znakomicie, szalała ze swoimi koleżankami i kolegami z przedszkola oraz z dziećmi zawodników Chelsea. Jej szeroki uśmiech, błyszczące oczy oraz rumiane policzki były nagrodą za wszystko. Kiedy wraz z pomocą Kepy zdmuchiwała pięć świeczek, które zdobiły owocowy tort nie mogłam powstrzymać łez wzruszenia. To były pierwsze urodziny, które spędziła z prawdziwym tatą. Kepa był przejęty tym wydarzeniem, uśmiechał się dumnie i dbał, by nikomu niczego nie brakowało. Głośny i szczęśliwy śmiech córki rozbrzmiewał mi w uszach jeszcze długo po zakończeniu przyjęcia. Okres przygotowawczy był szalony, po powrocie z Japonii Kepa rozegrał jeszcze sparingi w Austrii oraz Niemczech. Ostatni dzień okienka transferowego w Anglii najbardziej odbił się na Anastasii. Na wieść o tym, że jej ulubiony wujek zdecydował się opuścić Chelsea zalała się łzami i nie chciała wyjść z pokoju. Pytała, czy podjął taką decyzję przez nią, rozumowała po dziecięcemu i myślała, że David przestał ją lubić. Kepa cierpliwie tłumaczył jej na czym polega życie piłkarza i jakie wiążą się z nim decyzje. Anastasia słuchała w skupieniu i przekonała się, że tata ma rację w momencie, w którym dowiedziała się, że David mimo wszystko pozostał w Londynie. Zasnęła uspokojona w jego silnych i bezpiecznych ramionach. Bezgłośnie przyznałam mu medal. Drużyna Kepy nowy sezon Premier League rozpoczęła od przegranej z Manchesterem United. Po wyrównanej walce i zaciętym meczu przegrała również walkę o Superpuchar Europy z Liverpoolem. Dziś rozgrywali pierwszy mecz na Stamford Bridge. Ich rywalem byli piłkarze Leicester City. Anastasia w skupieniu patrzyła na poczynania taty w bramce, a kiedy traciła zainteresowanie meczem goniła jak szalona razem z uroczym synkiem Jorginho. Jego żona siedziała obok mnie trzymając na kolanach dziewięciomiesięczną córeczkę. Sama z rozczuleniem popatrzyłam na mój brzuch nie mogąc się doczekać porodu. Pozostał jeszcze miesiąc oczekiwania. Mecz zakończył się jednobramkowym remisem. Anastasia była niepocieszona, ale przeszło jej, gdy poznała nowych i młodych wujków. Po spotkaniu udaliśmy się na spacer. Pogoda zachęcała do przechadzek, niebo było bezchmurne, wiał lekki wietrzyk, a słońce nieśmiało ogrzewało nas swoimi promieniami.
Wiesz, że dokładnie rok temu zobaczyłam cię po raz pierwszy po tych latach rozłąki? – spytałam Kepę. Anastasia karmiła kaczki i nie zwracała na nas uwagi.
To musiało być dla ciebie ciężkie – powiedział łapiąc mnie za rękę.
Początkowo nie chciałam w to uwierzyć, wmawiałam sobie, że dziewczyna siedząca w loży to nie Andrea, nie mogłam spojrzeć na Diego… Dotarło do mnie, że Anastasia po raz pierwszy widzi swojego prawdziwego tatę… Wtedy wydawało mi się, że wszystko się posypało, ale teraz…
Wiele się zmieniło – zaśmiał się.
Moje uczucia do ciebie do tej pory tłumione odżyły na nowo, zdążyłam rozwieść się z Diego, zajść w ciążę, przyjąć twoje oświadczyny… Ale niczego nie żałuję, bo zawsze wiedziałam, że to musisz być ty… Mój książę z Ondarroi, jak kiedyś zwykłam cię nazywać – parsknęłam śmiechem na samo wspomnienie.
Łechtało to moje ego! – oznajmił posyłając mi psoty uśmiech. Oparłam głowę na jego ramieniu wpatrując się w biegającą wokół kaczek córkę. To było spełnienie.

Londyn, 17.09.2019 r.

 Chelsea po roku przerwy powróciła do zmagań w Lidze Mistrzów. Dziś na własnym stadionie podejmowali zespół Valencii, ale z wiadomych przyczyn nie mogłam być na nim obecna. Termin porodu minął tydzień temu. Kepa panikował i za każdym razem, gdy miałam zostać sama w mieszkaniu informował moich rodziców. Tak było i tym razem. Byłam zbyt uparta by zgodzić się na pobyt w szpitalu, dlatego teraz wygodnie mościłam się na kanapie. Anastasia nachylając się nad brzuszkiem zaczęła cicho nucić piosenkę, której nauczyła się dziś w przedszkolu. Obserwując wychodzących z tunelu piłkarzy poczułam mocny skurcz. Zacisnęłam zęby walcząc z bólem. Towarzyszyły mi cały dzień, ale nie chciałam nikogo niepotrzebnie martwić. Widząc Kepę uśmiechnęłam się dumnie. Jego pierwszy występ w tej prestiżowej rozgrywce… Wsłuchałam się w hymn Ligi Mistrzów czując ciarki na całym ciele. Niewątpliwie był jedyny i niepowtarzalny. Wiedziałam, ile znaczy dla Kepy ten mecz, to spotkanie, dlatego udzieliła mi się atmosfera oraz nerwy.
W chwili, w której sędzia zagwizdał po raz pierwszy nadszedł kolejny, tym razem jeszcze mocniejszy skurcz. Tego już nie mogłam zbagatelizować.
Rodzę – wyjąkałam patrząc jednym okiem na rodziców, a drugim na mecz. Anastasia zrobiła wielkie oczy i przyjrzała mi się uważnie.
Dostanę dziś siostrzyczkę?! – zapytała podekscytowana.
Wszystko na to wskazuje – odpowiedziałam. Tata zbiegł na dół, aby przygotować samochód. – Słoneczko, zostaniesz z babcią… – Powiedziałam z trudem podnosząc się z wygodnej kanapy. – Mamo… – Zwróciłam się do rodzicielki. – Kepa chciał być obecny przy porodzie, ale przecież gra mecz… Co mam zrobić? – Spytałam spanikowana.
Tym się nie przejmuj, zawiadomię go – oznajmiła. – Czekałam cały dzień aż przyznasz się do tych skurczów!
Wiedziałaś?
Matki wiedzą wszystko! Nie odzywałam się pierwsza, bo doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że nic nie powiesz dopóki sprawy nie zajdą za daleko. Przyznałam jej rację całując Anastasię w czółko. Mama przytuliła mnie dodając otuchy, po czym odprowadziła mnie do drzwi. Z pomocą taty zostałam ulokowana w samochodzie.
Jedziemy rodzić córeczko – oznajmił i włączył się do ulicznego ruchu. Kiwnęłam głową i jęknęłam cicho. – Jesteś dzielna, dasz sobie radę ze wszystkim!

 Słowa taty dźwięczały mi w uszach, kiedy wydawałam na świat naszą drugą córeczkę. Nie wiedziałam, ile czasu przebywam na sali porodowej, wszystko zlało mi się w jedno. Drzwi otworzyły się z hukiem. Zdyszany Kepa stanął obok mnie i złapał moją dłoń w swoją.
Jestem już, jestem przy tobie, przy was – wysapał odgarniając mi zabłąkany kosmyk włosów z czoła. Posłałam mu lekki uśmiech i ponownie zaczęłam wykonywać polecenia położnej. Obecność Kepy przyniosła mi ulgę, ból zelżał, liczyło się tylko jego wsparcie. Layla Martinez - Arrizabalaga przyszła na świat dwie minuty przed północą z miejsca skradając nam serca. Była malutka i rozkoszna. Gdy po raz pierwszy wzięłam ją w ramiona wzruszenie odebrało mi mowę. Kepa wpatrywał się w nią jak w obrazek. Podałam mu naszą córeczkę, a jej maleńkie ciałko utonęło w jego wielkich dłoniach. Pocałował ją w czółko i wtedy wszystkie hamulce puściły. Patrzył na nią i płakał nie mogąc powiedzieć ani słowa. – Dziękuję – Wydusił po dłuższej chwili. Posłałam mu zmęczony uśmiech i zrobiłam miejsce, aby mógł usiąść obok. Lekarze zostawili nas na chwilę samych, abyśmy mogli w spokoju nacieszyć się maleństwem.
Jak zdążyłeś tutaj dotrzeć? – spytałam dostrzegając pod specjalnym fartuchem meczowy strój. – Jesteś szurnięty!
Obiecałem sobie, że będę przy tobie w tej chwili… Nie mogłem tego przegapić, nie drugi raz… – oznajmił dotykając malutkich paluszków Layli. Uchyliła oczka. – Jest cudna – Stwierdził. Zaśmiałam się na to stwierdzenie. – Odpowiadając na twoje wcześniejsze pytanie… Twoja mama powiadomiła mnie w przerwie, powiedziałem trenerowi, że zaczęłaś rodzić i spytałem o pozwolenie na opuszczenie drugiej połowy. Zgodził się bez wahania zastępując mnie Willym. Gnałem jak na złamanie karku, ale na szczęście dotarłem – Wyjaśnił.
Jak wynik? – zapytałam łaskocząc stópki noworodka.
Nie wierzę, że pytasz o to w takiej chwili – parsknął śmiechem. – Do przerwy dzięki Mason’owi i Tammy’emu prowadziliśmy dwoma bramkami. Mam nadzieję, że utrzymali zwycięski wynik.
Nowi ulubieńcy Anastasii… Sprawdź, widzę, że się do tego palisz – powiedziałam przejmując od niego małą. Zasnęła.
Wygrali! Mason podwyższył na trzy do zera! Ja… Och – westchnął. Spojrzałam na niego zdziwiona, a on pokazał mi zdjęcie umieszczone na instagramowym profilu Chelsea. Przytulający się piłkarze celebrowali zwycięstwo, a jeden z nich wyciągał spod koszulki piłkę. Rozbawiona otarłam łzy i spostrzegłam opis, w których były zamieszczone gratulacje Kepy i mnie.
W drużynie siła – przyznałam oddając mu telefon.
W rodzinie też – odparł. Inne słowa w takiej chwili były zbędne…

Londyn, 03.10.2019 r.

 Po kolejnym wygranym meczu w Lidze Mistrzów, tym razem z francuską drużyną Lille, Kepa obchodził swoje dwudzieste piąte urodziny. Świętowaliśmy je w rodzinnym gronie, bo Hiszpan nie chciał podpaść trenerowi na jutrzejszym treningu. Kameralna impreza została zaplanowana na niedzielę po wyjazdowym spotkaniu z Southampton. Hiszpan zdmuchując świeczki patrzył na mnie oraz na nasze córeczki. Miał wszystko i był spełnionym człowiekiem. Stworzyliśmy jedność oddając się sobie nawzajem. Anastasia nie odstępowała swojej małej siostrzyczki na krok, pomagała mi i nuciła jej piosenki. Kepa miał urwanie głowy z trzema kobietami, ale dawał radę. Odciążał mnie z części obowiązków, wstawał w nocy i nie skarżył się na nic. Ze zdwojoną siłą brał czynny udział we wszystkim i cieszył się, kiedy mógł dzielić się swoją radością z innymi. Na jego profilu oprócz zdjęć z meczów pojawiały się także te przedstawiające Anastasię i Laylę. Był dumny ze swoich pociech i kochał je bezgranicznie. My kochałyśmy jego, bo kochanie go było proste, a on zasługiwał na naszą miłość jak mało kto…


Ondarroa, 06.06.2020 r.

Jedno spojrzenie na Ciebie, a całe moje życie się układa.
Modliłam się o Ciebie zanim nazwałam Cię moim.
Nie mogę uwierzyć, że to prawda, czasami…
Nie mogę uwierzyć, że to prawda…

 W obecności rodziny, najbliższych przyjaciół i znajomych składałam przysięgę małżeńską mojemu wymarzonemu mężczyźnie. Stał obok mnie, łzy kłębiły się w jego oczach, gdy słuchał tych szczerych słów kierowanych w jego stronę. Był mój, a ja już byłam jego, na zawsze. Zapewniając siebie nawzajem o tym, że uczucie, które nas połączyło nigdy nie zgaśnie obdarowaliśmy się złotymi obrączkami. Córeczki patrzyły na nas z miłością, a my wychodząc ze świątyni posyłaliśmy wszystkim uszczęśliwione uśmiechy. Diego pokazał mi kciuk uniesiony do góry drugą ręką obejmując swoją ciężarną narzeczoną. Jego radość była moją radością, bo zasłużył na wszystko, co najlepsze. Ja miałam Kepę, a on miał mnie. Gdy tańczyliśmy pierwszy małżeński taniec utonęłam w jego oczach. Widziałam w nich bezgraniczne szczęście, miłość oraz uczucia, które kłębiły się wewnątrz. Istnieliśmy dla siebie. Od zawsze. I na zawsze.
Sposób, w jaki kochasz, zmienia to, kim jestem… Jestem nieskończona i dziękuję Bogu raz jeszcze… – wyszeptałam cytując słowa piosenki.
Mówią, że miłość jest podróżą; przyrzekam, że nigdy nie odejdę… A gdy będzie zbyt ciężko, pamiętaj tę chwilę ze mną… – odszeptał okręcając mnie wokół własnej osi. Zostaliśmy nagrodzeni gromkimi brawami. Przytuliłam do siebie Anastasię, a Kepa wziął w ramiona dziewięciomiesięczną Laylę. Cały mój świat…

Mogę Cię kochać, to najlepsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobię.
Mogę Cię kochać, to obietnica, którą Ci składam.
Cokolwiek się stanie, Twe serce wybiorę.
Na zawsze jestem Twoja, na zawsze przysięgam…
Mogę Cię kochać, mogę Cię kochać…


***

Witam! 

Tak oto przedstawia się ostatni rozdział ;) Jestem absolutnie zakochana w tej piosence! <3 



Pozdrawiam ;*

poniedziałek, 26 sierpnia 2019

Dziewiętnasty

Londyn, 30.05.2019 r.

 – Mamusiu, ale na pewno nie możemy wyjechać po tatusia na lotnisku? – spytała Anastasia mrugając oczami, aby odgonić łzy. Spuściła główkę i wbiła wzrok w swoje kolorowe trampki z motywem Myszki Miki.
Kochanie, już ci mówiłam, że razem z drużyną udają się autokarem pod siedzibę klubu – oznajmiłam kucając przed nią. Podniosłam jej podbródek do góry, a ona zacisnęła usta. – Żabko, nie płacz – Przytuliłam ją do siebie. – Jeśli tak ci na tym zależy to możemy go odebrać spod stadionu, dobrze? – Zadałam retoryczne pytanie. Anastasia momentalnie się rozpromieniła wyswobadzając się z mojego uścisku. Szybko pobiegła do swojego pokoju i wróciła po kilku sekundach z kartką niebieskiego papieru w ręce.
To rysunek dla taty! – powiedziała dumnie i machnęła mi nim przed nosem. Zdążyłam jedynie zauważyć jego podobiznę oraz kształt czegoś, co zapewne było zdobytym pucharem. Pogłaskałam ją po głowie czochrając jej włoski.
Na pewno mu się spodoba – stwierdziłam z pełnym przekonaniem udając się do kuchni, by przygotować śniadanie.
Gdzie ty idziesz, mamuś? Jedźmy już, bo nie zdążymy!
Skarbie, samolot tatusia ląduje za dwie godziny, mamy jeszcze czas – uspokoiłam ją wyciągając z szafki jej ulubione czekoladowe płatki. Kulinarne gusta oczywiście również musiała odziedziczyć po Kepie. Anastasia z markotną miną wdrapała się na krzesło i w milczeniu obserwowała jak podgrzewam mleko. – No już, rozchmurz się – Powiedziałam stawiając na stole miskę z księżniczkami Disneya. Sama usiadłam obok i w mgnieniu oka pochłonęłam tosty z malinowym dżemem. Oblizałam usta rozkoszując się tym doznaniem. Spojrzałam porozumiewawczo na córkę, a ona domyślając się o co chodzi chwyciła w dłonie kubek z ciepłym kakao. Wypiłyśmy je niemal równocześnie przez różowe rurki.
Wygrałam! – Anastasia zeskoczyła z krzesła i udała się w kierunku drzwi.
Zęby! – krzyknęłam i podeszłam do niej, aby wytrzeć z jej twarzy czekoladowe wąsy. Kiwnęła główką i odmaszerowała do łazienki. Kiedy i ja również się wyszykowałam uległam jej namowom i wyszłyśmy z mieszkania. Zapięłam ją w foteliku i odpaliłam swoje srebrne Audi włączając się do ulicznego ruchu. Korki o tej godzinie nie były nowością w Londynie. Uruchomiłam radio i zaczęłam nucić pod nosem jedną z piosenek. Anastasia poszła w moje ślady i w takiej atmosferze dotarłyśmy pod siedzibę Chelsea. Spojrzałam na zegarek i westchnęłam głośno. – Idziemy się przejść, mamy jeszcze czas! – Zarządziłam. Córka przystała na ten plan i chwyciła mnie za rękę. Spacerując wokół okolicy czekałyśmy na Kepę.

 – Tatuś! – krzyknęła podekscytowana Anastasia, gdy spostrzegła wychodzącego z autokaru Kepę. Pobiegła do niego trzymając w ręku narysowany dzień wcześniej rysunek. Z szerokim uśmiechem obserwowałam jak tonie w jego niedźwiedzim uścisku. Przywitałam się z innymi piłkarzami oraz sztabem trenerskim i podeszłam do dwóch najważniejszych osób w moim życiu. – To dla ciebie! – Anastasia wręczyła Kepie niebieską kartkę. Obejrzał ją ze wzruszeniem.
Dziękuję, jest przepiękna – oznajmił i pocałował ją w czoło. – Na pewno zajmie szczególne miejsce na lodówce – Zapewnił ją. Rozpromieniła się jeszcze bardziej i odmaszerowała, by przywitać się ze swoimi wujkami.
Jeszcze raz bardzo ci gratuluję – szepnęłam i przytuliłam się do niego z całych sił. – Będę nieobiektywna, ale według mnie byłeś najlepszy – Oznajmiłam całując go w usta. Odwzajemnił pieszczotę z zaangażowaniem.
Miałem dla kogo się starać – odparł dumnie. – Dobrze się czujesz? – Zapytał z troską.
Nawet nie wiesz jak bardzo – odpowiedziałam.
Mamusia je za trzech! – do rozmowy włączyła się Anastasia, która przybiegła do nas po zabawach z Davidem. – Zjadła prawie wszystkie zapasy!
Posłałam córce oburzone spojrzenie, a Kepa parsknął głośnym śmiechem.
Tak mi się wydawało, że brzuszek ci urósł – powiedział. Położyłam dłonie na biodrach gromiąc go wzrokiem.
Jestem w ciąży! To normalne, że rośnie mi brzuch!
Oczywiście, oczywiście – mruknął Kepa zmierzając w stronę zaparkowanego samochodu. Posadził małą w foteliku, włożył walizkę do bagażnika i spojrzał na mnie wyczekująco. – Wskakuj, poprowadzę – Zaoferował.
Mam pozwolić ci na prowadzenie mojego cacka? – spytałam powątpiewająco. – Nie zrobisz mu krzywdy?
Adriana!

 Po powrocie do mieszkania Anastasia powędrowała do swojego pokoju, aby spakować rzeczy potrzebne jej na nocowanie u Diego. W trakcie jazdy poinformowałam Kepę o tym zdarzeniu, ale nie miał nic przeciwko. Cieszył się tym, że pomimo rozwodu utrzymujemy kontakt ze względu na małą. Doskonale wiedział ile znaczą dla niej te spotkania i nie miał zamiaru ich utrudniać. Hiszpan, tak jak obiecał powiesił obrazek na środku lodówki i wpatrywał się w niego z rozbawieniem.
Muszę przyznać, że jestem całkiem przystojny – oznajmił. Zaśmiałam się głośno, ale widząc jego minę natychmiast spoważniałam. – A może nie?
Na żywo jesteś przystojniejszy – zapewniłam go i zabrałam się za przygotowanie obiadu. Kepa cmoknął mnie w policzek i udał się do Anastasii, aby pomóc jej w tym małym pakowaniu. Kochałam nasze wspólne momenty i nie zamieniłabym ich za nic w świecie. Byliśmy rodziną, stworzyliśmy rodzinę, o jakiej zawsze marzyliśmy. Byliśmy ja i on, byliśmy my i nasze dzieci. Było tak jak powinno być. Wysłałam Diego wiadomość, że Anastasia zrobiła sobie dzień wolny od przedszkola, żeby na darmo nie jechał pod jego budynek. Zastanawiałam się, czy mam ją odwieźć, czy sam po nią przyjedzie. Jeśli mam być szczera nie wiedziałam, która opcja byłaby najrozsądniejsza. Diego odpisał, że jeśli to nie problem zjawi się pod naszym mieszkaniem za jakąś godzinę. Szybko napisałam, że się zgadzam i zawołałam zajętą zabawami dwójkę na obiad. Nim się spostrzegłam stałam już przed apartamentowcem czekając na byłego męża. Kepa został w środku woląc uniknąć napiętej atmosfery. Anastasia podskakiwała w miejscu zniecierpliwiona, a kiedy spostrzegła zbliżający się samochód Diego pisnęła szczęśliwa. Zaśmiałam się cicho głaszcząc jej włoski.
Cześć – przywitał się z nami Diego. – Gotowa? – Spytał Anastasię. Pokiwała twierdząco głową i wpakowała się do fotelika. – Poczekasz jeszcze chwilkę?
Tak – odparła i wyciągnęła z plecaka książeczkę, żeby się czymś zająć.
Diego spojrzał na mnie i przekazał mi, abyśmy oddalili się na chwilę od samochodu. Odeszłam z nim kawałek patrząc na niego niepewnie.
Chciałem się z tobą pożegnać i szczerze mówiąc nie mam pojęcia jak to zrobić – zaśmiał się nerwowo. Przyznałam mu rację odpowiadając mu tym samym.
Chyba ci tego nie ułatwię – mruknęłam. – To tylko pół roku, jestem pewna, że czas szybko zleci.
Nie jestem przekonany, czy po tym czasie wrócę do Londynu… Muszę uporządkować pewne sprawy, życie…
Rozumiem – powiedziałam. – Ale będziemy w kontakcie! Anastasia nie da od siebie odpocząć – Stwierdziłam.
To dobrze – odetchnął z ulgą.
Zawsze będziesz dla niej ważny… Dla mnie po części też – wyznałam. – Diego, wiem, że żadne słowa tego nie oddadzą, ale życzę ci jak najlepiej. Mam nadzieję, że pewnego dnia znajdziesz na swojej drodze kobietę, która pokocha cię tak, jak na to zasługujesz. Jesteś dobrym człowiekiem, rodzina jest dla ciebie najważniejsza… Naprawdę życzę ci szczęścia – Oznajmiłam próbując odgonić gromadzące się łzy.
Hej, nie płacz… – szepnął. – Ja też mam nadzieję na jakieś pozytywne wydarzenia. Dziękuję ci, Adriana i ja tobie… Wam również życzę wszystkiego, co najlepsze. I oczywiście życzę szczęśliwego rozwiązania!
Dziękuję – zaśmiałam się ocierając łzę. Diego spojrzał na mnie pytająco, a kiedy twierdząco kiwnęłam głową niezdarnie mnie objął. – Powodzenia, Diego!
Do zobaczenia, Adriana – odpowiedział z uśmiechem i ruszył w kierunku samochodu, w którym czekała na niego zniecierpliwiona Anastasia. Pomachałam im i wróciłam do mieszkania. Kepa widząc mój stan nic nie mówił tylko czule mnie objął. Zatonęłam w jego bezpiecznych ramionach pozwalając sobie na upust emocji. Płakałam cicho, a on uspokajająco głaskał mnie po włosach. Nic nie mówił. Po prostu wiedział. I był przy mnie…

 Wieczorem, kiedy leżeliśmy w łóżku postanowiłam poruszyć z Kepą pewną ważną kwestię.
Wiesz… – zaczęłam muskając dłonią jego umięśniony tors. – Anastasia ma swoją propozycję na imię dla siostrzyczki – Powiedziałam.
Ach, tak? Jaką? – zaciekawił się.
Aurora – oznajmiłam obserwując jego reakcję. Zmarszczył brwi, a później cicho parsknął śmiechem.
Naprawdę? Chce, żeby jej siostrzyczka również miała królewskie imię? – zapytał.
W rzeczy samej! Odpowiada ci?
Szczerze to… Pomyślałem sobie, jeśli to oczywiście nie problem… Czy tym razem ja mógłbym wybrać imię... – powiedział nieskładnie. Spojrzałam na niego i zdziwiłam się widząc niepewną minę.
Kepa, nie wracajmy do przeszłości, dobrze? Oczywiście, że możesz wybrać imię dla naszej drugiej córki. Anastasia na pewno nie będzie miała ci tego za złe! A… Myślałeś już nad jakimś?
Layla – wyznał. Uśmiechnęłam się szeroko. – Podoba ci się?
Jest cudne! Jak na to wpadłeś?
Ja… Och… Po prostu szukałem i natrafiłem na znaczenie. Layla oznacza urodzoną w nocy i… No skoro została poczęta w Sylwestra…
Zaniosłam się głośnym śmiechem. Kepa popatrzył na mnie oburzony.
Jesteś niemożliwy – przyznałam. – Obiecaj, że gdy dorośnie nie poczęstujesz jej tą historią!
Dlaczego? Przecież jest świetna!
Tak, dla nas – uściśliłam. – Layla Arrizabalaga.
Layla Martinez - Arrizabalaga – poprawił mnie. Kiwnęłam jedynie głową, bo wzruszenie odebrało mi mowę. Wtuliłam się w niego najmocniej jak potrafiłam. Odwzajemnił uścisk czule gładząc brzuszek. Zasnęłam wdychając zapach Kepy. Zapach domu.


***

Witam! 

Ależ się tutaj zrobiło słodko i rodzinnie... ;) 

Po zakończeniu tej historii planuję zacząć kolejną, więc jeśli byłybyście zainteresowane to zapraszam do zapoznania się z bohaterami :) Tym razem nie Kepa, ale wciąż Chelsea ^^ :D



Pozdrawiam ;*

wtorek, 13 sierpnia 2019

Osiemnasty

Londyn, 28.05.2019 r.

 Dzień przed finałem Ligi Europy zdziwiona odebrałam telefon od Diego. Od czasu naszego rozwodu kontaktował się ze mną dwa razy ze względu na Anastasię. Podejrzewając, że tym razem chodzi o to samo przesunęłam palcem po ekranie i przyłożyłam smartfona do ucha.
Cześć, Diego – przywitałam się jednocześnie krojąc pomidory.
Cześć, Adriana – odparł z wahaniem. – Co słychać? – Spytał. Usłyszałam jakieś szmery i szeleszczący papier. – Przepraszam, musiałem pilnie podpisać dokumenty – Wyjaśnił pospiesznie.
Nic się nie dzieje – powiedziałam przekładając pokrojone warzywa do szklanej miski. – U nas wszystko w porządku, dziękuję. A u ciebie?
Dobrze… Pochłonęła mnie praca i w głównej mierze dzwonię w związku z tym.
Coś się stało? – zapytałam zaniepokojona wkładając mięso do piekarnika.
Za kilka dni wyjeżdżam na pół roku do Rosji, aby reprezentować tam pana Abramovicha w pewnych sprawach… – wyjaśnił. – Dlatego chciałbym spytać, czy mógłbym zabrać jutro na noc Anastasię do siebie… Żeby się pożegnać?
Och! – wyrwało mi się. Za nim powróciłam do rozmowy ze zdenerwowania zagryzłam dolną wargę. – Diego, bo… Jutro jest mecz i… – Zaczęłam.
Ach, tak… Rozumiem – westchnął. Na kilka chwil zapadła ciężka cisza. – Anastasia chce obejrzeć tatę?
Ja… To też, ale obiecałam jej już, że oglądniemy go razem – wyjąkałam z trudem. Nic na to nie poradzę, że wyrzuty sumienia dalej zżerały mnie w najmniej oczekiwanych momentach.
Nic się nie dzieje, rozumiem to – zapewnił mnie. – W takim razie może pojutrze? Naprawdę mi na tym zależy.
Tak, tak, pojutrze będzie idealnie – zgodziłam się w duchu czując dużą ulgę.
Cieszę się. W takim razie dziękuję. Podjadę po nią we czwartek po przedszkolu, dobrze?
Jak najbardziej – odparłam kątem oka dostrzegając Anastasię wchodzącą do kuchni.
Muszę już kończyć, bo za chwilę mam spotkanie. Trzymaj się! – powiedział i się rozłączył. Odłożyłam telefon na blat.
Dzwonił Diego – oznajmiłam córce. – Chce się z tobą spotkać we czwartek – Przekazałam jej rozlewając sok pomarańczowy do wysokich szklanek.
Super! Z nocowaniem? – ożywiła się.
Tak – zaśmiałam się głaskając ją po włosach.
Super! – powtórzyła rozemocjonowana. – Mamo, a… – Zaczęła po chwili.
Słucham, skarbie?
Wybraliście już z tatą imię dla mojej siostrzyczki? – przechyliła zabawnie głowę wpatrując się we mnie z zaciekawieniem.
Jeszcze się nad tym nie zastanawialiśmy – odparłam zgodnie z prawdą. – Masz jakieś swoje propozycje?
Myślałam nad Aurorą –przyznała.
Aurora? Skąd taki pomysł? – zapytałam szczerze zdziwiona.
No bo… Ja mam imię po księżniczce Anastasii, więc pomyślałam, że fajnie by było, gdyby moja siostra otrzymała imię po księżniczce Aurorze – wyjaśniła rezolutnie, a ja powstrzymałam głośny śmiech.
Na pewno przekażę tacie twoją propozycję – uśmiechnęłam się do niej.
Super!

Londyn, 29.05.2019 r.

 Razem z córką wygodnie umościłyśmy się na miękkiej kanapie przed telewizorem. Włączyłyśmy wcześniej, aby obejrzeć przedmeczowe studio oraz wysłuchać opinii tak zwanych ekspertów. Co tu dużo mówić… Denerwowałam się przebiegiem tego spotkania, bowiem doskonale zdawałam sobie sprawę z tego ile ten finał znaczy dla Kepy. Gdyby wygrali byłby to jego pierwszy tak poważny triumf i wiedziałam, że zrobi wszystko, aby tego wieczora podnieść do góry upragniony puchar. Anastasia gładziła mój brzuch, świadomie, a może nie uspokajając swoją małą siostrzyczkę.
Mamo… Jestem głodna – oznajmiła w pewnym momencie Anastasia patrząc na mnie błagalnie oczami Kepy.
Przecież niedawno jadłaś kolację – mruknęłam bawiąc się jej długimi włoskami.
Ale jestem! Mogę zjeść coś słodkiego? – spytała niewinnie.
Talerz kanapek z nutellą nie był wystarczający? – spojrzałam na nią próbując nadać swojej twarzy srogi wyraz. Nic z tego jednak nie wyszło, bo ta mała agentka wiedziała, jak przechytrzyć mnie na swoją stronę.
Ale ty mamuś jesz ciągle! I też słodkie! Zwłaszcza wtedy, kiedy myślisz, że tatuś i ja tego nie widzimy – powiedziała poważnie. Uchyliłam usta, ale nie wydobyło się z nich żadne konkretne słowo.
Dobrze… Na co masz ochotę? – skapitulowałam.
Na budyń! – krzyknęła uradowana i w podskokach powędrowała do kuchni. Ruszyłam za nią po drodze okrywając się ciepłym swetrem. Otworzyłam szafkę, do której ona nie była
w stanie dosięgnąć i złapałam do ręki kilka opakowań.
Jaki smak preferujesz mała cwaniaro? Czekoladowy, waniliowy, truskawkowy, czekoladowy z kawałkami pomarańczy, czy czekoladowy z kawałkami malin? – spytałam odczytując smaki. Anastasia z zamyśleniem podrapała się po głowie, jakby od tej decyzji zależało jej dalsze życie.
Czekoladowy z kawałkami malin! – oznajmiła po dłuższej chwili. Pokiwałam głową i zabrałam się za przygotowanie słodkiego deseru. Na samą myśl o jedzeniu zaburczało mi w brzuchu, a wymierzony kopniak pomógł mi w podjęciu decyzji.
Sama też coś zjem – stwierdziłam podając córce kolorowy kubek z motylkami. Anastasia wzięła go ode mnie łapiąc ostrożnie za uchwyt. – Tylko co… – Zastanawiałam się na głos zaglądając do półek. – Już wiem, chipsy są idealne na mecz! – Powiedziałam biorąc do ręki opakowanie. Przyjemnie zaszeleściło pod moimi palcami. Kiedy otworzyłam paczkę do moich nozdrzy dotarł intensywny zapach papryki. – O tak, tego mi było trzeba!
Nigdy nie chcę być w ciąży – rzekła poważnie Anastasia i ruszyła do salonu. Zaśmiałam się głośno ruszając za nią, po drodze łapiąc w dłoń drugie opakowanie. Tak na wszelki wypadek.

 Zajadając się niezdrowym jedzeniem z zainteresowaniem śledziłam pierwszą połowę meczu. Anastasia podkradała mi chipsy wpatrując się w Kepę. Jeszcze przed rozpoczęciem spotkania oznajmiłam jej, że jeśli nie chce to jutro nie musi iść do przedszkola. Wyściskała mnie za wszystkie czasy mówiąc, że jestem najwspanialsza. Pierwsza część spotkania nie obfitowała w wiele emocji. Widziałam, że córka myśli tak samo, bo kilka razy rozkosznie ziewała. Zaproponowałam jej małą drzemkę, ale kategorycznie odmówiła. Piętnaście minut przerwy zleciało nam na błogiej ciszy. I dobrze się stało, bo wraz z rozpoczęciem drugiej połowy nasze emocje znacznie wzrosły. Krzyczałyśmy z uciechy widząc dobrą piłkę i zaangażowanie piłkarzy. Kepa miał więcej roboty przy bramce, ale dawał radę. Pierwsza bramka dla Niebieskich padła cztery minuty po gwizdku sędziego, a druga już jedenaście minut później. Anastasia machała jak szalona klubowym szalikiem z dumą obnosząc się swoją koszulką. Zaśmiałam się dźwięcznie na ten widok. Rosła nam wielka fanka. Eden wbił trzecią bramkę w sześćdziesiątej piątej minucie, ale kilka chwil później piłkarz Arsenalu zgubił obronę Chelsea i strzelił gola. Anastasia spuściła głowę.
Kochanie to, że tatuś wpuścił jednego gola jeszcze nic nie oznacza – wytłumaczyłam jej spokojnie.
Wiem – mruknęła cicho. – Ale nie chcę, żeby przez to był smutny…
Na pewno nie będzie – wyjaśniłam. – To część jego pracy i tatuś jest tego w pełni świadomy.
Naprawdę?
Tak, skarbie – uszczypnęłam lekko jej policzek, a ona pisnęła śmiejąc się. Od małego ten gest wywoływał u niej taką reakcję. W spokoju powróciłyśmy do oglądania meczu, w którym Eden osiemnaście minut przed końcem strzelił swoją drugą bramkę. Z napięciem oczekiwałam ostatniego gwizdka sędziego, a kiedy go usłyszałam łzy popłynęły z moich oczu zanim zdołałam je powstrzymać. Piłkarze Chelsea skakali po sobie ciesząc się jak dzieci. Anastasia poszła w ich ślady i powtórzyła tę czynność na środku salonu. Parsknęłam śmiechem obserwując ten widok. Wszystko działo się tak szybko, że nim się spostrzegłam Niebiescy odbierali już medale za zwycięstwo. Po chwili puchar za zwycięstwo w tegorocznej edycji Ligi Europy powędrował w ręce dwóch kapitanów. Piłkarze celebrowali wygraną, a mnie wzruszenie ścisnęło za gardło, gdy puchar powędrował do Kepy. Mój narzeczony uniósł go dumnie do góry posyłając buziaka w kierunku obiektywu kamery.
To dla nas! – ekscytowała się Anastasia. Szybko podbiegła do telewizora i pocałowała twarz Kepy. – Tatuś też dostał!
Na pewno go poczuł – stwierdziłam z przekonaniem. – Pora spać! – Zarządziłam.
Muszę jeszcze coś zrobić!
Co takiego? – zdziwiłam się patrząc na zegarek.
Narysować tacie rysunek! – krzyknęła i pobiegła do swojego pokoju. Pokręciłam głową wysyłając Kepie gratulacje. Byłyśmy z niego cholernie dumne i na pewno to czuł. Nie oczekiwałam odpowiedzi, bo wiedziałam, że teraz przyszedł czas na świętowanie. Westchnęłam widząc bałagan panujący w salonie, ale stwierdziłam, że zajmę się tym jutro. Cierpliwie poczekałam, aż Anastasia skończy rysunek dla Kepy, po czym położyłam się do łóżka. Zmęczona emocjami zasnęłam z błogim uśmiechem na ustach.


***

Witam!

Dziś taki babski rozdział ;) A do końca pozostały jeszcze dwa i epilog ^^ 



Pozdrawiam ;*