piątek, 23 listopada 2018

Czwarty

Londyn, 11.11.2018 r.

 Zmęczona szłam w kierunku domu z nadzieją na spędzenie leniwego popołudnia wraz z córką i mężem. Zbliżając się dostrzegłam zaparkowany na podjeździe nieznany samochód. Ze strachem pomyślałam, że zapomniałam o jakimś ważnym spotkaniu Diego, na którym byłaby wymagana moja obecność, ale szybko skalkulowałam, że o niczym takim mi nie wspominał. Niepewna, kogo zobaczę w środku pchnęłam ciężkie drewniane drzwi. Ściągnęłam płaszcz oraz obuwie wygładzając koszulę. Z przestronnego holu udałam się do salonu, gdzie zastałam Diego oraz Anastasię wraz z Kepą. Zamarłam w jednej sekundzie. Serce zaczęło mi bić w przeraźliwie szybkim tempie. Zrobiło mi się słabo. Nie mogłam wykrztusić z siebie słowa. Stało się. Dopuściłam do spotkania taty z córką szybciej niżbym tego chciała. Gdyby nie obecność Diego mogłabym stwierdzić, że w końcu jest tak, jak powinno być od samego początku. Z obawą obserwowałam to, jak Kepa wpatruje się w Anastasię. Czy dostrzegł już podobieństwo? Czy odkrył, że jej oczy wyglądają dokładnie tak samo, jak jego? Przełknęłam głośno ślinę dając tym samym znak o swojej obecności.
Witaj, kochanie! – krzyknął Diego, gdy mnie zobaczył. Podszedł do mnie i skradł delikatnego całusa.
Cześć, skarbie – odpowiedziałam wysilając się na słaby uśmiech. – Cześć, łobuziaku! – Zwróciłam się do Anastasii, która rzuciła mi się w ramiona. Objęłam ją mocno chcąc chronić przed całym złem tego świata. – Witaj… Kepa, dobrze pamiętam? – Spytałam Hiszpana, który obserwował mnie z wyraźną uwagą.
Cześć… Adriana, tak? – odparł z lekkim wahaniem podejmując moją grę. Nie dał po sobie poznać, że kiedyś łączyło nas coś znacznie większego. Nie okazał zdziwienia tym, że mój mąż nie ma pojęcia, jaką rolę odegrał w moim życiu.
Tak – potwierdziłam wypuszczając córkę z objęć.
Kepa wpadł do nas podpisać dokumenty… – zaczął Diego, a ja w zrozumieniu pokiwałam głową. – To chyba żaden problem, prawda?
Oczywiście, że nie! Ale przeproszę was, dobrze? Nie czuję się najlepiej – wyjaśniłam.
Wszystko w porządku, myszko? – Diego przyjrzał mi się uważnie, a Kepa drgnął słysząc, że mąż nazywa mnie tak samo, jak on w przeszłości.
Tak… Muszę tylko chwilkę odpocząć – oznajmiłam. – Potowarzysz mamusi? – Spytałam Anastasię, a ona pisnęła uszczęśliwiona. Pożegnała się z Kepą dziękując za wspólną zabawę, a ja złapałam ją za rękę udając się na górę. Czułam, jak spojrzenie Kepy wypala mi dziurę w plecach, ale nie miałam odwagi, by się odwrócić. Musiałam, jak najszybciej ukryć przed nim córkę, choć chyba było już na to za późno…

 Przekroczyłem próg mieszkania z mętlikiem w głowie. Nie wiedziałem, co mam myśleć o zaistniałej sytuacji, o tym, że gdy spojrzałem w oczy Anastasii poczułem się tak, jakbym tracił grunt pod nogami. Jej oczy były wiernym odzwierciedleniem moich. Wpatrując się w nie coraz bardziej dostrzegałem podobieństwo nic z tego nie rozumiejąc. A może to ja wmawiałem sobie coś, co w rzeczywistości nie istniało? Może w podświadomości pragnąłem, aby to, co sobie pomyślałem widząc małą po raz pierwszy okazało się prawdą? Może w ten sposób chciałem zagłuszyć w sobie ból przypominający mi o utraconej przeszłości? Westchnąłem bezradnie wchodząc do sypialni. Dziękowałem, że Andreii nie ma w mieszkaniu, bowiem potrzebna była mi chwila samotności. Wyciągnąłem schowane na dnie szafy pudełko z pamiątkami z dawnych czasów. Album ze zdjęciami ciążył mi w dłoniach. Prezent świąteczny od Adriany. Zdjęcia wykonane przez nią samą, albo przeze mnie. Zdjęcia przeznaczone tylko dla mnie. Kobiece. Seksowne. Atrakcyjne. Ponętne. Z powodu nagromadzonych emocji oraz natłoku myśli nie potrafiłem odnaleźć się w tym wszystkim. Adriana była moją byłą. Była teraz żoną oraz matką. Ja byłem z Andreą. Czyżby Anastasia naprawdę mogła być moją córką? Czy Adriana zataiłaby przede mną coś tak ważnego? Czy mogłem być tatą małej? A, co z Diego…? Jęknąłem bezgłośnie wpatrując się w twarz blondynki o zniewalającym uśmiechu. Dlaczego pozwoliłem jej odejść? Dlaczego nie walczyłem wybierając pójście na łatwiznę? Dlaczego kochając ją tak bardzo ją skrzywdziłem? Czy przez swoją głupotę mogłem utracić nie tylko ją, ale również owoc naszego uczucia? Pokręciłem głową. To nie mogła być prawda. Anastasia nie mogła być moją córką. Była córką Diego. On, mała i Adriana tworzyli rodzinę. Ja, Andrea i w przyszłości nasze dzieci będą ją tworzyć. Ja i Adriana nigdy się nią nie staniemy. Kochaliśmy się w przeszłości. Teraźniejszość oraz wizja przyszłości znacznie różniły się od tego, co było kiedyś. Z trzaskiem zamknąłem album, z którego wyleciało jedno zdjęcie. Zdjęcie zrobione podczas naszego ostatniego Sylwestra. Ja i ona. Wtuleni w siebie. Wpatrzeni w swoje oczy. Młodzi, kochający się, nie widzący poza sobą świata… Odwróciłem fotografię spostrzegając na jej tyle dedykację: „Haces que mi cielo vuelva a tener ese azul, pintas de colores mis mañanas sólo tú...”*. Ulubiona piosenka Adriany. Moja ulubiona piosenka. Nasza ulubiona piosenka…

 Gdy Diego oraz Anastasia byli pogrążeni we śnie udałam się do swojego małego gabinetu. Zaświeciłam lampkę, po czym z dna jednej z półek wyciągnęłam ozdobne pudełko. Zdmuchnęłam z niego kurz i otworzyłam je z lekkim wahaniem. Zdjęcia USG ukazujące moją małą kruszynkę. Jej pierwsze małe buciki, pierwsze ubranko, pierwsze śpioszki, pierwszy smoczek. Naszyjnik, który dostałam od Kepy na osiemnaste urodziny. Nasze inicjały w srebrnym sercu. Starłam łzę płynącą po policzku wpatrując się w chwile naszego szczęścia uwiecznione na fotografiach. Byliśmy tacy młodzi, tacy radośni. Tak bardzo się kochaliśmy, obiecywaliśmy sobie wspólną przyszłość, obiecywaliśmy sobie, że w przyszłości stworzymy rodzinę, że będziemy razem do końca świata. Marzyliśmy o czymś, co nigdy nie nadeszło, i co nie nadejdzie nigdy. Patrząc na twarz Kepy przypomniałam sobie wszystkie nasze chwile, nasze momenty. Uściski, pocałunki, dłonie sunące po rozgrzanych ciałach, pieszczoty, błogość… Przeklęłam w duchu swoją głupotę, bezmyślność oraz to, że drżałam na samo wspomnienie. Dlaczego ponownie musiał pojawić się w moim życiu siejąc niepokój? Dlaczego dziś stanął oko w oko z własną córką? Dlaczego…? Nim zamknęłam pudełko na jego dnie dostrzegłam jeszcze jedną fotografię. Nasz ostatni wspólny Sylwester. Odwróciłam ją dostrzegając dedykację napisaną ręką Kepy: „…y tú, y tú, y tú, y solamente tú haces que mi alma se despierte con tu luz…”**. Ulubiona piosenka Kepy. Moja ulubiona piosenka. Nasza ulubiona piosenka…

Londyn, 12.11.2018 r.

 Zaparkowałem samochód przed domem Adriany i Diego. Wysiadłem z niego z duszą na ramieniu. Sam nie wiedziałem, dlaczego zgodziłem się pomóc mężczyźnie. Adriana była w szkole, a on po odebraniu córki z przedszkola dostał pilny telefon w sprawie nagłego spotkania. Zadzwonił do mnie z prośbą, pytając czy przez parę godzin nie mógłbym zająć się małą. Zgodziłem się, bo chyba miałem w tym swój cel.
Wujcio Kepa! – Anastasia przywitała mnie w progu z misiem w rękach. Zaśmiałem się przypatrując się jej uważnie. Od wczoraj nic się nie zmieniło. Jej oczy nadal przypominały moje.
Cześć, młoda – uśmiechnąłem się do niej. Pobiegła do salonu kontynuując przerwaną zabawę lalkami. Diego wyjaśnił mi wszystko, po czym obładowany dokumentami wyszedł z domu.
Pobawisz się ze mną? – Anastasia spojrzała na mnie błagalnie, a ja z ochotą przystałem na jej prośbę. Po kilku chwilach wcisnęła mi do ręki misia mówiąc, że jestem jego tatą. Coś drgnęło w moim sercu.
Miałem ci to powiedzieć już wczoraj, ale zapomniałem. Jesteś bardzo wyrośnięta, jak na trzylatkę – powiedziałem obserwując, jak zmienia swojemu misiowi ubranko. Oderwała się od wykonywanej czynności i obdarzyła mnie chytrym dziecięcym uśmieszkiem. Zadziornym uśmieszkiem. Moim uśmieszkiem.
Mam cztery latka – odparła rezolutnie. Gwałtownie zamrugałem powiekami, chcąc to wszystko zrozumieć. Wczoraj dowiedziałem się od Diego, że poznał Adrianę po roku jej pobytu w Londynie. Skoro Anastasia miała cztery latka nie mogła być jego córką. Musiała być moja…
Cztery latka? – powtórzyłem lustrując rysy jej twarzy. Moje oczy. Mój uśmiech. Nosek Adriany. Moje geny. Geny Adriany. Nasze geny... Odwróciłem się słysząc głuchy jęk. Adriana wpatrywała się w nas z przerażeniem. Anastasia podbiegła do niej piszcząc z uciechy. Anastasia. Moja córka. Nasza córka…


***

Witam! 

Wielka tajemnica wyszła na jaw... :) 



* Sprawiasz, że moje niebo ma znów ten błękit, malujesz kolorami moje poranki jedynie Ty...
** ... i Ty, i Ty, i Ty, i wyłącznie Ty sprawiasz, że moja dusza budzi się dzięki Twojemu światłu...

Pozdrawiam ;* 

sobota, 10 listopada 2018

Trzeci

Londyn, sierpień 2014 r.

 Zauroczona wpatrywałam się w miesięczne, śpiące w moich ramionach maleństwo. Anastasia z miejsca stała się najważniejszą osobą w moim życiu. Kiedy dowiedziałam się, że noszę pod sercem dziewczynkę nie posiadałam się ze szczęścia. Wtedy mimowolnie przywołałam wspomnienie, w którym wraz z Kepą wybieraliśmy imiona dla naszych przyszłych dzieci… Naszych dzieci… Naszego dziecka… Otrząsnęłam się ze swoich myśli, gdy spostrzegłam, że malutka się obudziła. Wpatrywała się we mnie brązowymi, odziedziczonymi po Kepie oczkami. Zaczęłam łaskotać jej stópki, za co nagrodziła mnie bezzębnym uśmiechem. Kochałam nasze wspólne momenty. Kochałam ją całym sercem i całą duszą. Miłość matki do dziecka jest czymś trudnym do opisania. To się po prostu dzieje. Kiedy po raz pierwszy wzięłam Anastasię w ramiona wiedziałam, że wokół niej będzie się kręcił cały mój świat. Były nieprzespane noce, był płacz, były łzy, ale była również radość oraz chwile beztroskiego szczęścia. Chciałam zapewnić mojej córce wszystko, co najlepsze. Chciałam dać jej miłość, poczucie bezpieczeństwa. Chciałam otoczyć ją troską, chciałam by od pierwszych chwil czuła, że jest bezgranicznie kochana. Spoglądając na nią wyobrażałam sobie jej przyszłość. To chyba normalna kolej rzeczy… Czasami było mi cholernie ciężko, ale dzięki ogromnemu wsparciu, które otrzymywałam od moich rodziców nawet najtrudniejsze chwile, po upływie czasu stawały się lekkie. Uszanowali moją decyzję odnośnie niewyjawienia Kepie prawdy. Zrozumieli, nie zadawali zbędnych pytań. Byłam im za to wdzięczna. Kepa pozostał w Hiszpanii, z Andreą. Ja byłam w Anglii wraz z naszą córeczką… Pocałowałam ją w nosek obiecując, że dokonam wszelkich starań, aby stworzyć jej rodzinę z prawdziwego zdarzenia. Anastasia była spełnieniem moich marzeń, była najcenniejszym skarbem, była moja, była nasza…

Londyn, 09.11.2018 r.

 Przyjazd do stolicy Anglii oraz ponowne pojawienie się Adriany w moim życiu obudziło ukryte przez tyle lat uczucia. Gdy prawie trzy miesiące temu spotkaliśmy się na kolacji nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Ona tam była, prawdziwa, namacalna… Nie spodziewałem się, że jeszcze kiedykolwiek ją ujrzę. Myślałem, że pozostanie moją przeszłością, moją pierwszą wielką miłością, bez której nie wyobrażałem sobie życia. Jednak… Los zakpił sobie ze mnie, szydził ze mnie, śmiał mi się prosto w twarz. Adriana… Zmieniła się. Stała się prawdziwą kobietą. Wypiękniała, dojrzała. Spełniła swoje największe marzenie… Została żoną oraz matką. Ta wiadomość nieoczekiwanie zabolała mnie najbardziej. Kiedy spostrzegłem na jej palcu złotą obrączką oraz gdy usłyszałem, że ma córkę coś we mnie pękło. To miała być nasza przyszłość, to mieliśmy być my… Mieliśmy być szczęśliwi do końca świata, mieliśmy się kochać nie zważając na nic. Nie zadręczałem się tym wcześniej, jednak jej ponowne pojawienie się w moim życiu zmieniło wszystko. Coraz częściej myślałem o naszej przeszłości, o tym, jak paskudnie ją potraktowałem. Byłem niedojrzałym gówniarzem, który w porę nie potrafił dostrzec jej potrzeb. Wybrałem za nas oboje nie dając jej dojść do głosu. Byłem cholernym egoistą każąc jej zostawić rodzinę, podczas gdy sam ani myślałem opuszczać swojej. Rozstaliśmy się, a raptem parę dni później na mojej drodze pojawiła się Andrea. Andrea, która mnie pocieszała, która obiecywała, że ból po stracie Adriany minie szybko, która zupełnie mnie tym zaskakując wyjawiła mi swoje uczucia. Nie myślałem wtedy jasno, od razu rzuciłem się w jej ramiona, aby zapomnieć. Z biegiem lat uświadomiłem sobie, jak ohydnie się zachowałem. Jednak… Nie potrafiłem się przemóc, nie potrafiłem biec za szczęściem, nie potrafiłem zdobyć się na odwagę, by odzyskać Adrianę. Z czasem zakochałem się w Andreii myśląc, że tak właśnie powinno być. Była ze mną, wspierała mnie, kibicowała… Lecz nie była moją Adrianą. I to była jej największa wada. Podejrzewam, że żadna nigdy nie mogłaby się równać z moją Adrianą. Moją blondynką o wesołych oczach oraz szczerym uśmiechu. Czy byłem szczęśliwy? Wydawało mi się, że tak. Czy Adriana była szczęśliwa? Była, wraz ze swoim mężem oraz córeczką. Nie ze mną. Przekreśliłem wszystko godząc się z innym losem. Ale czy właśnie tak powinno być…?

Londyn, 10.11.2018 r.

 Naciskając mocno klawisze fortepianu próbowałam zapomnieć o otaczającej mnie rzeczywistości. Grałam będąc w świecie, do którego tylko ja miałam dostęp. Próbowałam zostawić za sobą wszystkie troski oraz zmartwienia, lecz jak się okazało było to niewykonalne. Od czasu tej nieszczęsnej kolacji starałam się nie myśleć o Hiszpanie oraz o tym, jak bezczelnie wkroczył do mojego życia… Do mojego poukładanego życia. Przeklinałam go na wszystkie możliwe sposoby, przeklinałam Andreę, przeklinałam wszystko, jednak nawet to nie pomogło. Nieproszony wkradał się do moich myśli, kiedy najmniej się tego spodziewałam. Towarzyszył mi w codziennych czynnościach, a ból serca uświadamiał mnie w tym, że nigdy nie pogodziłam się z jego stratą. Bo… Jak mogłam pogodzić się ze stratą ukochanego, ojca mojej córki? Kochałam Diego, lecz był to inny rodzaj miłości. Bezpieczny, czuły, stabilny. Przebywając w obecności Kepy odczuwałam euforię, podekscytowanie, pożądanie, iskrę czegoś niespodziewanego. Tam były prawdziwe emocje, był żar, była miłość, którą podobno przeżywa się tylko raz w życiu… Był Kepa… Od prawie trzech miesięcy Diego próbował co jakiś czas wyciągnąć mnie na mecz, jednak za każdym razem mu odmawiałam. Bałam się kolejnego spotkania z Kepą, z Andreą, z przeszłością. Bałam się przebywać blisko niego, bałam się, że pewnego dnia dostrzeże Anastasię oraz podobieństwo i wszystko nad czym tak ciężko pracowałam trafi szlag. Otrząsnęłam się ze swoich myśli spostrzegając Diego. Uśmiechnęłam się do niego kończąc utwór.
Nie chciałem ci przeszkadzać, myszko – powiedział na wstępie.
Nie przeszkadzasz mi, właśnie skończyłam – oznajmiłam wstając ze stołka.
Bardzo podoba mi się to, ile siebie wkładasz w wykonanie właśnie tego utworu… – rzekł  z podziwem. – Zauważyłem to już jakiś czas temu, ale nie chciałem, żebyś wiedziała, że cię podglądam – Zaśmiał się, co odwzajemniłam.
To mój ulubiony artysta hiszpański, Pablo Alborán – wyjaśniłam. – Solamente Tú – Podałam mu tytuł, niepotrzebnie zresztą. Moja ulubiona piosenka. Ulubiona piosenka Kepy. Nasza ulubiona piosenka. Westchnęłam ciężko podchodząc do Diego. Pogładził z czułością mój policzek, a ja z ufnością wtuliłam się w niego.
Chciałbym z tobą o czymś pomówić… – zaczął spoglądając na mnie.
Więc mów, co ci leży na sercu – zachęciłam go.
Dostałem propozycję od pana Abramovicha… – wyrzekł. – Chce, abym został jego wspólnikiem… Jego zastępcą…
Jego zastępcą? – wydukałam.
Tak – pstryknął mnie w nos. – Zastępca właściciela Chelsea Londyn… Czyż to nie brzmi dumnie? – Na dowód tego wypiął pierś do przodu, a ja chcąc nie chcąc zaśmiałam się wraz z nim. – Uważasz, że powinienem przyjąć to stanowisko?
Oczywiście! – zapewniłam go. W tej chwili to ja nie byłam ważna. Nie ważne były moje uczucia, nie ważny był Kepa. Ważny był Diego i życiowa szansa, jaką dostał od losu. – Kochanie, nawet się nad tym nie zastanawiaj! Widać, jak bardzo pan Abramovich ceni ciebie oraz twoje umiejętności. Jestem przekonana, że świetnie spiszesz się w nowej roli – Pocałowałam go w policzek, a on objął mnie jeszcze mocniej.
Jesteś najwspanialszą żoną na świecie! Kocham cię, Adriana!
Ja też cię kocham, Diego. Ja też cię kocham…

Londyn, 11.11.2018 r.

 Po wygranym meczu z Evertonem zmęczony marzyłem jedynie o wygodnej kanapie bądź łóżku. Zamiast tego musiałem udać się do domu nowego zastępcy Abramovicha. Do domu Diego oraz Adriany. Czy los nie jest parszywy? Kiedy Roman przed dzisiejszym spotkaniem przedstawił nam swoją decyzję myślałem, że to tylko jeden z jego niezrozumiałych żartów, ale zrozumiałem, że to prawda, kiedy zobaczyłem Diego. Do ciężkiej cholery, jakie jeszcze czekają mnie niespodzianki? Zaparkowałem pod wskazanym adresem podziwiając okazały dom. Odetchnąłem głęboko kilka razy, po czym opuściłem ciepłe wnętrze samochodu. Z duszą na ramieniu nacisnąłem dzwonek.
Cześć, Kepa! Wchodź, czuj się, jak u siebie – tymi słowami przywitał mnie Diego po otworzeniu drzwi. Wślizgnąłem się do holu ściągając buty. – Och, daj spokój, nie zaprzątaj sobie tym głowy! Wiem, że pewnie ci spieszno, dlatego dam ci tylko do podpisania te dokumenty i możesz zmykać – Powiedział.
Cześć – odparłem. – Wcale mi się nie spieszy – Skłamałem.
To w takim razie napijesz się czegoś?
Jeśli mogę prosić o kawę, to z chęcią – nie rozumiałem, dlaczego te słowa opuściły moje gardło. Może podświadomie chciałem zobaczyć się z Adrianą?
Nie ma problemu, rozgość się! – ruchem dłoni wskazał mi salon, a sam udał się do kuchni. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to kominek otoczony ramkami ze zdjęciami oraz porozrzucane na dywanie zabawki. Zwabiony ciekawością podszedłem bliżej, aby przyjrzeć się fotografiom. Uśmiechnąłem się szeroko na widok jednej, jednak po chwili ze zdziwieniem zmarszczyłem brwi.
To moje ulubione zdjęcie – nagle obok mnie pojawił się Diego. – Ze względu na moje interesy, zeszłoroczny okres świąteczny spędziliśmy w Rosji – Wyjaśnił stawiając kawę na szklanym stoliku. Pokiwałem głową.
Wyrośnięta ta wasza pannica – zaśmiałem się, a Diego dołączył do mnie.
Zdecydowanie – przytaknął. – O, o wilku mowa! – Powiedział odwracając się, by porwać córkę w ramiona. Poszedłem za jego śladem. Mała zanosiła się głośnym śmiechem, który udzielił się również mi. – No już, koniec tego dobrego. Przywitaj się ładnie – Szepnął do niej, a ona jak na komendę pokiwała głową.
Cześć, jestem Anastasia! – przywitała się wyciągając do mnie rękę, którą z ochotą uścisnąłem.
Cześć, jestem Kepa – mówiąc to spojrzałem jej w oczy. I poczułem się tak, jakbym dostał w głowę czymś ciężkim. Jej oczy. Moje oczy…


***

Witam!

Z wielką radością przedstawiam Wam rozdział trzeci :) No i tak się te sprawy, po upływie kilku miesięcy teraz mają... :D Kepa chyba dostrzegł małe podobieństwo... ^^ 



Pozdrawiam ;* 

sobota, 3 listopada 2018

Drugi

Londyn, luty 2014 r.

 Oszołomiona wpatrywałam się w lekarkę, która przed paroma minutami potwierdziła moje przypuszczenia o ciąży. Kilka dni temu zrobiłam test, który okazał się być pozytywny. Nie mogłam w to uwierzyć, dlatego z pomocą mamy znalazłam dobrego ginekologa. Jak widać test nie kłamał…
Naprawdę? – wyszeptałam odruchowo dotykając brzucha. Wyczułam lekkie wypuklenie, które wcześniej bagatelizowałam. Myślałam, że mój organizm zareagował tak na ostatnie stresy oraz przeprowadzkę. To jednak nie była prawda… Gdy zorientowałam się, że miesiączka spóźnia się o kilkanaście dobrych dni postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce.
Naprawdę – potwierdziła. – Proszę przejść na fotel – Powiedziała, a ja bez wahania wykonałam jej polecenie. Wygodnie usadowiłam się na wskazanym przez nią meblu i z oczekiwaniem wpatrywałam się w monitor. Lekarka zaczęła wykonywać badanie ultrasonograficzne. – Widzi pani? – Spytała uśmiechnięta, a ja ledwo widocznie pokiwałam głową. Mały punkcik wykonujący ruchy. Moje dziecko… Dziecko moje i Kepy…
To, to… – wyjąkałam nie mogąc dobrać słów. – To piękne – Wyszeptałam.
Początek czternastego tygodnia – rzekła kobieta notując coś. – Chce pani posłuchać bicia serca?
Oczywiście – oznajmiłam. Zamknęłam oczy oddychając głęboko. Po krótkiej chwili usłyszałam bicie malutkiego serduszka mojego dziecka… Tego było już dla mnie za wiele. Łzy, które od momentu zobaczenia go gromadziły się w moich oczach teraz spływały mi po twarzy chowając się w moich włosach. Z czułością dotknęłam brzuszka wsłuchując się w najpiękniejszą melodię na świecie żałując, że w takiej chwili nie ma przy mnie Kepy… Po opuszczeniu przychodni lekarskiej udałam się do pobliskiego parku obserwując spacerujące rodziny. Odruchowo chwyciłam telefon do ręki wybierając numer Hiszpana. Opamiętałam się w ostatniej chwili. Przecież nie byliśmy już razem…

Londyn, 20.08.2018 r.

 – Kochanie, jak wyglądam?! – krzyknęłam do męża obserwując swoje odbicie w lustrze. – Nie przyniosę ci wstydu? – Spytałam strzepując niewidzialną nitkę z czarnego żakietu.
Myszko, zwariowałaś? – zaśmiał się. – Wyglądasz przepięknie! Jestem przekonany, że będziesz najpiękniejszą kobietą w całej restauracji – Mówiąc to pocałował mnie w skroń, za co nagrodziłam go promiennym uśmiechem.
Mama! – Anastasia wparowała do przedpokoju z misiem w ręku. – Skradniesz całe show! – Oznajmiła z pełnym przekonaniem.
Dziękuję, skarbie – posłałam jej całusa, a ona udała, że go łapie. – Mała pomagała mi wybrać ten kostium – Powiedziałam do męża, a Diego z uznaniem pokiwał głową.
Od małego ma wyczucie stylu – powiedział i wziął ją na barana. Zachichotała głośno, a ja uśmiechnęłam się pod nosem i po raz ostatni spojrzałam w lustro. Granatowy, elegancki kostium, z dodatkowym wycięciem… Chyba faktycznie prezentowałam się niczego sobie. – Adriana, jesteś gotowa? – Zawołał Diego.
Tak! – odkrzyknęłam. Poszłam jeszcze pożegnać się z córką, którą mieli zaopiekować się moi rodzice, po czym wyszłam z domu. Czy naprawdę byłam na to gotowa? Czy podołam widząc Kepę w towarzystwie Andreii, która odebrała mi wszystko? Jak zareaguję, gdy stanę z nim twarzą w twarz? Jak zareaguje moje serce, gdy spojrzę w jego oczy, które odziedziczyła nasza córka? Przełknęłam głośno ślinę wchodząc do samochodu. Diego z czułością pogładził moją dłoń włączając się do ruchu ulicznego. Minuty dzieliły mnie od spotkania z przeszłością. Minuty dzieliły mnie od przystojnego Hiszpana oraz jego zadziornego uśmieszku, od którego miękły mi kolana… Minuty dzieliły mnie od miłości mojego życia.

 Wchodząc do Peninsula Restaurant drżałam niczym osika na wietrze. Może jednak nie byłam na to wszystko gotowa? Rozglądałam się na boki, ale nie zauważyłam nikogo znajomego… Diego zostawił nasze odzienie wierzchnie w szatni, po czym chwycił mnie za rękę. Przedstawienie czas zacząć… Wzięłam kilka głębokich oddechów i zaczęłam uśmiechać się do ludzi.
Już jest pan Abramovich… Pójdziemy się przywitać, dobrze? – spytał, a ja pokiwałam głową nie widząc innego wyjścia z tej sytuacji. – Dobry wieczór! – Rzekł z uśmiechem i ścisnął jego dłoń. Roman Abramovich. Rosyjski multimiliarder oraz właściciel Chelsea.
Dobry wieczór – odparł uśmiechając się. – Jak mniemam to twoja wspaniała małżonka? – Dopytał składając na mojej dłoni pocałunek.
Anastasia Martinez - Lewis – przedstawiłam się. – Miło mi pana poznać!
Wzajemnie – powiedział. – Co tak młoda osoba, jak ty robi u boku takiego starego byka? – Wskazał na Diego, a ja zaśmiałam się dźwięcznie.
Diego jest starszy ode mnie tylko o sześć lat – uściśliłam robiąc się coraz bardziej zdenerwowana.
Oczywiście żartowałem – odparł. – To wielka sprawa robić interesy z tak młodym biznesmenem – Poklepał go po ramieniu, po czym machnął na kogoś ręką. – Diego, pozwolisz ze mną na moment? Chciałbym, abyś kogoś poznał… – Zaczął posyłając mi przepraszające spojrzenie.
Nie widzę w tym żadnego problemu – obwieściłam. – Poczekam tutaj, abyśmy mogli wspólnie usiąść do stołu – Powiedziałam uśmiechając się do nich. Diego ucałował mój policzek, po czym oddalił się wraz z panem Abramovichem. Westchnęłam wpatrując się w Tamizę, doskonale widoczną zza ogromnej szyby. Odbijały się niej wszystkie światła oraz… Kepa. Zamarłam czując, jak moje serce przyspiesza. Niepewnie się odwróciłam modląc się w duchu, aby jego obraz był iluzją… Niestety. Stał przede mną. Prawdziwy. Zszokowany. Zdziwiony. Przystojny. Pociągający. Kepa...
Adriana? To naprawdę ty? – spytał wpatrując się we mnie intensywnie. Wytrzymałam jego spojrzenie wyczuwając gorąc na policzkach.
Kepa… – wychrypiałam. Z nerwów zaschło mi w gardle. Drżałam z powodu nagromadzonych we mnie emocji. – Tak, to ja – Potwierdziłam, gdy odzyskałam rezon.
Co ty tutaj robisz? Po tylu latach… Ja… Nie sądziłem, że jeszcze kiedyś cię spotkam – rzekł lustrując moją sylwetkę wzrokiem. Sama bezczelnie robiłam to samo. Zmienił się. Wydoroślał. Zmężniał.
Wzajemnie – odparłam kąśliwie. Zaczęłam wypatrywać Diego na horyzoncie, bo w obecności Hiszpana czułam się tak, jakbym została złapana w pułapkę. Pułapkę własnych uczuć…
Cóż… – zaczął nie wiedząc, co powiedzieć. Nie miałam zamiaru ułatwiać mu tego zadania.
Już jestem! – w mgnieniu oka Diego pojawił się obok mnie. – Widzę, że nie próżnowałaś i poznałaś już nowy nabytek Chelsea… – Zaśmiał się wyciągając dłoń w kierunku Hiszpana. Kepa spojrzał na mnie zdziwiony, ale nic nie powiedział. – Jestem Diego.
Kepa – Arrizabalaga uścisnął jego dłoń odwracając się na pięcie. Kiedy zostawił nas samych czułam, że znów mogę oddychać swobodniej. Nie przypuszczałam, że stanę z nim oko w oko tak szybko… Ruszyłam wraz z mężem do stolika, aby zająć nasze miejsca. Pech chciał, że dokładnie naprzeciw mnie usadowiony został Kepa… Powiodłam wzrokiem w bok dostrzegając Andreę patrzącą na mnie, jakby zobaczyła ducha. Przeszłość wróciła do naszej trójki niczym bumerang. Ścisnęłam mocniej dłoń Diego. On sam zajęty był rozmową z ludźmi, których widziałam pierwszy raz. Kolacja rozpoczęła się. Wokół słyszałam śmiech zawodników, przekrzykiwania, głośne rozmowy… Zatraciłam się w wspominaniu przeszłości. Byliśmy szczęśliwi. Kochaliśmy się… Gdyby nie Andrea, która zarzuciła na niego sidła tworzylibyśmy rodzinę. Ja, Kepa i nasza córeczka… Z rozmyśleń wyrwał mnie głos Romana.
Adriano? Może zechcesz wyjawić nam, czym się zajmujesz – zwrócił się do mnie. Upiłam łyk szampana, po czym odpowiedziałam z dumą, starając się nie patrzeć na osoby siedzące naprzeciwko.
W tamtym roku ukończyłam Royal Academy of Music – wyjaśniłam. – Dodatkowo zrobiłam kurs pedagogiczny potrzebny mi do wykonywania zawodu. Jestem nauczycielką… Uczę dzieci gry na fortepianie – Powiedziałam.
To wspaniałe zajęcie! Jestem pewny, że Diego jest dumny z takiej żony, jak ty!
O, tak – potwierdził gładząc moją obrączkę. Podniosłam wzrok na Kepę, który dopiero teraz zwrócił uwagę na złoty krążek znajdujący się na moim palcu. – Być może nasza córka pójdzie w ślady mamy – Dodał powracając do jedzenia. O ile nie zechce zostać bramkarką – Dodałam w myślach, po czym odłożyłam sztućce. Nie byłam w stanie przełknąć już ani kęsa. Odliczałam minuty do końca tej kolacji bojąc się spojrzeć na Kepę. Dzięki Bogu nie zapytał o wiek Anastasii… Wtedy przepadłabym doszczętnie. Po krótkiej chwili przeprosiłam towarzystwo tłumacząc się pilną potrzebą skorzystania z toalety. Nie będąc już przez nikogo obserwowaną, pchnęłam drzwi restauracji i wyszłam na świeże powietrze. Odeszłam kawałek siadając na murku z dala od ciekawskich spojrzeń innych. Potrzebowałam tej chwili samotności. Spotkanie z nim po czterech latach okazało się być znacznie trudniejsze. Jeszcze parę godzin temu myślałam, że dam radę, że podołam, jednak okrutnie się pomyliłam. Zdradzieckie serce boleśnie przypomniało mi, że nie dam rady ukryć prawdziwych uczuć… Zadrżałam, gdy niespodziewanie zerwał się wiatr. Zostawiłam żakiet oraz płaszcz w środku, więc nie zdziwiłam się, gdy spostrzegłam gęsią skórkę zdobiącą moje ramiona.
Przeziębisz się – usłyszałam.
Co ty tu robisz? Dlaczego za mną wyszedłeś? – warknęłam wstając. Kepa nic sobie nie zrobił z mojego ostrego tonu, tylko otulił mnie swoją marynarką. Mimowolnie zaciągnęłam się zapachem jego perfum. Niezmiennie tych samych.
Nie wiem – odparł. – Adriana… Naprawdę nie mogę uwierzyć w to, że to naprawdę ty… W dodatku… Masz męża i córkę… Nie przypuszczałbym, że tak to wszystko się potoczy… – Westchnął wpatrując się w niebo. My mamy córkę. – Ile ma lat?
To nie twój interes – wypaliłam oddając mu marynarkę. – Wracaj do Andreii, pewnie zdążyła już postawić na nogi całą restaurację szukając cię – Powiedziałam.
Adriana, zaczekaj! Ja i ona… – zaczął. – Kiedy wyjechałaś…
Długo po mnie nie rozpaczałeś! – wybuchłam przeklinając łzy kłębiące się w moich oczach. – Wróciłam wtedy do Hiszpanii na początku lutego, bo tęskniłam za tobą… – Częściowo wyjawiłam mu prawdę. – Zobaczyłam ciebie i ją… Całowaliście się… Widocznie tak mało dla ciebie znaczyłam… – Ruchem dłoni otarłam łzę, która pojawiła się na moim policzku. – Los ponownie zetknął nasze drogi, ale… Przeszłość to przeszłość. Ty masz ją. Ja stworzyłam własną rodzinę, która jest dla mnie najważniejsza na świecie. Ty już się nie liczysz – Okłamałam go w żywe oczy, po czym oddaliłam się od niego.
Jednak spełniłaś swoje marzenie, do którego cię nakłaniałem! – krzyknął, a ja przystanęłam zaskoczona. – Akademia Muzyczna, fortepian… Pamiętasz?
Daj sobie spokój, Kepa… – jęknęłam bezradnie. – Nie wchodźmy sobie w drogę, tak będzie najlepiej – Mówiąc to pobiegłam do restauracji, co było trudne ze względu na szpilki zdobiące moje stopy. Gdy weszłam do pomieszczenia okazało się, że kolacja dobiega końca. Pożegnałam się ze wszystkimi dziękując za wspaniałe towarzystwo. Wychodząc pod rękę z Diego minęłam się z Kepą. Posłał mi spojrzenie, którego długo nie mogłam zinterpretować…

 Milczałam przez całą drogę powrotną do domu. Diego rozumiał moje zmęczenie i nie próbował na siłę wciągać mnie do rozmowy, za co byłam mu wdzięczna. Kiedy dotarliśmy podziękowaliśmy moim rodzicom za opiekę nad małą, na co tylko odpowiedzieli, że Anastasia jest ich oczkiem w głowie i zajmowanie się nią to sama przyjemność. Diego pocałował ją na dobranoc i sam padł w naszej sypialni. Ja w pokoju mojej księżniczki zostałam znacznie dłużej. Delikatnie, by jej nie obudzić przytuliłam ją do siebie głaszcząc jej włoski. Pozwoliłam sobie na upust emocji… Rozpłakałam się, jak dziecko. Płakałam nad sobą, nad nią oraz nad utraconą przeszłością. Nie mogłam pozwolić na to, aby ponowne pojawienie się Kepy w moim życiu zniszczyło wszystko, nad czym tak uparcie pracowałam… Ale podświadomie czułam, że to dopiero początek. To, co najgorsze czekało, aby nadejść w odpowiedniej chwili…


***

Witam!

Nie mogłyście się doczekać kolacji, więc jest i ona... Oraz spotkanie po latach ;)

(Właśnie tak piszę magisterkę :D)


(Adriana na kolacji ^^)


Pozdrawiam ;* 

czwartek, 1 listopada 2018

Pierwszy

Hiszpania, Ondarroa, styczeń 2014 r. 

 – Co to ma znaczyć, Adriana?! – Kepa uniósł na mnie głos po raz pierwszy w życiu. – Jak to chcesz wyprowadzić się do Londynu? A, co ze mną? Co z nami?! – Krzyknął patrząc na mnie z furią wypisaną na twarzy.
Kepa, to nie tak… – zaczęłam nerwowo bawiąc się dłońmi. – Daj mi to wszystko na spokojnie wytłumaczyć, proszę! – Jęknęłam.
Słucham – powiedział krzyżując ramiona.
Chodzi o to, że moi rodzice, po latach starania się, w końcu dostali wymarzoną pracę w stolicy Anglii… Nie możemy pozwolić sobie na to, aby jej nie przyjęli… A ja… Jestem przecież ich córką, jak mogę nie wyjechać z nimi? – spojrzałam na niego niepewnie walcząc ze łzami.
Rozumiem, że to dla nich wielka szansa, ale przecież ty mogłabyś tutaj zostać… – oznajmił. – Nie rozumiem, dlaczego koniecznie musisz jechać z nimi!
To moi rodzice! – warknęłam czując pojawiającą się we mnie złość.
A gdzie w tym wszystkim ja? Pomyślałaś o tym?
Może… Może mógłbyś wyjechać razem z nami…? – wyszeptałam spuszczając głowę w dół. W momencie wypowiadania tych słów czułam, jak wielką głupotę popełniłam.
Słucham? – zaśmiał się ironicznie. – Niby, jak to sobie wyobrażasz? Mam zostawić swoją rodzinę oraz przede wszystkim klub dla twojego widzi mi się?!
Boże, Kepa – jęknęłam. – Mówisz mi, żebym zostawiła swoją rodzinę, podczas gdy ty ani myślisz zostawiać swoją! Jak mamy to pogodzić?
Nie wiem – powiedział. – Albo zostaniesz tutaj, ze mną, albo z nami koniec. Związki na odległość nie mają racji bytu… Nie mam czasu, ani ochoty, by się w to bawić – Rzekł twardo. Łzy popłynęły zanim zdołałam je powstrzymać.
Więc… Więc to koniec? – wydukałam drżąc z powodu nagromadzonych we mnie emocji. – Koniec nas? Koniec naszej miłości?
Kocham cię, Adriana, ale… Czasami miłość nie wystarczy – mówiąc to opuścił mój pokój. Osunęłam się po ścianie chowając twarz w dłoniach.
Ja też cię kocham, Kepa… – szepnęłam płacząc do utraty sił oraz tchu. To koniec nas… Nasze zawsze właśnie się skończyło…

Londyn, 20.08.2018 r.

 Zaparkowałam samochód przed przedszkolem mojej córki walcząc sama ze sobą. Od sobotniego meczu nie potrafiłam dojść do siebie. Kepa ponownie, zupełnie niespodziewanie pojawił się w moim życiu, a ja nic nie mogłam na to poradzić. Parę lat temu przyrzekliśmy sobie, że nasza miłość nigdy się nie skończy… Jednak było to czcze gadanie. On nie potrafił zrezygnować dla mnie z klubu oraz swojej rodziny, ja nie potrafiłam zrezygnować dla niego ze swojej. Wyjechałam wraz z rodzicami rozpoczynając całkowicie nowe życie. Z dala od przyjaciół, znajomych. Z dala od ojczyzny, z dala od Kepy… Po rozmowie, która definitywnie zakończyła nasz związek spotkaliśmy się tylko jeden raz, aby się pożegnać. Może byliśmy zbyt młodzi, zbyt niedojrzali, aby poradzić sobie z uczuciem, którym się darzyliśmy? Opuszczając Hiszpanię nie miałam pojęcia, że opuszczam ją wraz z małą istotką żyjącą w moim brzuchu. O ciąży dowiedziałam się na początku lutego tamtego feralnego roku. Nie wiedziałam, co zrobić, jak się zachować… Rodzicie powiedzieli mi, abym nie zatajała prawdy przed Kepą. W końcu miał prawo dowiedzieć się o tym, że zostanie tatą. Niewiele myśląc zarezerwowałam lot do Hiszpanii. Prosto z lotniska udałam się do domu Kepy, aby wyznać mu prawdę. Miałam nadzieję, że moja ciąża zmieni wszystko. Tak się jednak nie stało, a Arrizabalaga nigdy nie dowiedział się, że nasz związek zaowocował dzieckiem… Wychodząc z taksówki zobaczyłam go. Uśmiechniętego. Szczęśliwego. W objęciach Andreii, która jeszcze za czasów naszego związku zagięła na niego parol. Obraz całującej się pary zaważył na mojej decyzji. Wróciłam do Londynu nie mówiąc mu nic. Nie widziałam go od tamtego czasu… Anastasia przyszła na świat w połowie lipca i od razu skradła moje serce. Pokochałam ją od pierwszego wejrzenia. Swoim uśmiechem przeganiała wszystkie troski oraz smutki. W jej oczach, tak podobnych do oczu Kepy zawsze tańczyły urocze iskierki. Była moją małą księżniczką, bez której w tym momencie nie wyobrażałam sobie życia. Mojego męża poznałam po roku pobytu w Londynie. Zakochaliśmy się w sobie i staliśmy się parą. Diego bez problemu zaakceptował to, że mam córkę. Pokochał ją tak, jakby była jego własną. Razem stworzyliśmy jej pełną rodzinę, na jaką bezapelacyjnie zasługiwała. Diego nie pytał o moją przeszłość, nie dociekał, kto jest prawdziwym tatą Anastasii, za co byłam mu dozgonnie wdzięczna. Nie miał pojęcia, jak wielką rolę odgrywała w moim życiu piłka nożna. Nie przypuszczał, że tatą małej może być nowy bramkarz jego ukochanej Chelsea… Chwila, w której ujrzałam Kepę wchodzącego na murawę sprawiła, że budowany przeze mnie mur zaczął się kruszyć. On naprawdę tam był. Był na wyciągnięcie ręki… Był blisko, a jednocześnie tak daleko. A parę metrów ode mnie siedziała Andrea. Ta, przez którą wszystko się rozpadło. Kibicowała mu z całych sił, krzyczała, dopingowała… Obawiałam się, że może mnie poznać, ale tak się na szczęście nie stało. Nie miałam pojęcia, jak teraz sobie poradzę. Kepa ponownie zjawił się w moim życiu… W naszym życiu. Dzwoniący telefon przerwał moje rozmyślania.
Cześć, kochanie – przywitałam się z mężem jednocześnie sprawdzając godzinę na zegarku.
Cześć, myszko – odparł. Myszko… Nieświadomie zwracał się do mnie tak, jak Kepa… – Mam cudowną nowinę! – Powiedział rozpromieniony.
Zamieniam się w słuch – zaśmiałam się wychodząc z samochodu. Za niedługo miałam odebrać Anastasię.
Dzwonił do mnie pan Abramovich… – zaczął, a moje ciśnienie momentalnie się podniosło. – Zaprosił nas na klubową kolację dziś wieczorem… Wiesz doskonale, jak ważna jest dla mnie znajomość z nim, więc za nic nie mogłem mu odmówić… Zgodziłem się za nas oboje. Mam nadzieję, że się nie gniewasz… – Powiedział szybko, a ja zamarłam w pół kroku. Kolacja klubowa? Dziś wieczorem?
Kolacja… Z kim? – zapytałam drżącym głosem.
Och, myszko – wyczułam, jak uśmiecha się do telefonu. – Z zawodnikami, ich partnerkami, z całym sztabem, z partnerami służbowymi… Nie może nas tam zabraknąć! Będziesz mi towarzyszyła, prawda? – Upewnił się. Przełknęłam głośno ślinę czując, jak bardzo trzęsą mi się ręce.
Oczywiście, że tak… – wydukałam niepewnie wchodząc do przedszkola. Od razu zobaczyłam Anastasię, która rzuciła się w moją stronę posyłając zadziorny uśmiech. Uśmiech Kepy. – Kochanie, muszę już kończyć. Właśnie odbieram małą – Oznajmiłam.
Kocham was! Do zobaczenia w domu – mówiąc to zakończył rozmowę, a ja wzięłam w ramiona córkę.
Cześć, mamo! – dała mi soczystego buziaka w policzek, którego odwzajemniłam. – Wracamy do domciu?
Masz ochotę potowarzyszyć mamusi w małych zakupach? – mrugnęłam do niej. Skoro miałam pojawić się na kolacji, na której będzie Kepa z Andreą to musiałam to zrobić w wielkim stylu.
Tak! – pisnęła uszczęśliwiona i pognała do samochodu. Pobiegłam za nią z trudem łapiąc oddech. – Mama, nie masz kondycji! – Stwierdziła, gdy zapinałam ją w foteliku.
Za to ty cierpisz na jej nadmiar – pstryknęłam ją w nos, co przyjęła głośnym chichotem. – Nie mam pojęcia, po kim!
Po tacie – mówiąc to wzruszyła ramionami, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie. Westchnęłam ciężko. Po tacie. Po Kepie…


***

Witam! 

Publikuję dziś pierwszy rozdział, bo miałam taki kaprys :) 
Odgadłyście, że to Kepa jest prawdziwym tatą małej, więc nie było sensu dłużej trzymać Was w niepewności ^^ 


Pozdrawiam ;*