Dzień
przed finałem Ligi Europy zdziwiona odebrałam telefon od Diego. Od
czasu naszego rozwodu kontaktował się ze mną dwa razy ze względu
na Anastasię. Podejrzewając, że tym razem chodzi o to samo
przesunęłam palcem po ekranie i przyłożyłam smartfona do
ucha.
–
Cześć, Diego – przywitałam się
jednocześnie krojąc pomidory.
–
Cześć, Adriana – odparł z wahaniem.
– Co słychać? – Spytał. Usłyszałam jakieś szmery i
szeleszczący papier. – Przepraszam, musiałem pilnie podpisać
dokumenty – Wyjaśnił pospiesznie.
–
Nic się nie dzieje – powiedziałam
przekładając pokrojone warzywa do szklanej miski. – U nas
wszystko w porządku, dziękuję. A u ciebie?
–
Dobrze… Pochłonęła mnie praca i w
głównej mierze dzwonię w związku z tym.
–
Coś się stało? – zapytałam
zaniepokojona wkładając mięso do piekarnika.
–
Za kilka dni wyjeżdżam na pół roku do
Rosji, aby reprezentować tam pana Abramovicha w pewnych sprawach…
– wyjaśnił. – Dlatego chciałbym spytać, czy mógłbym zabrać
jutro na noc Anastasię do siebie… Żeby się pożegnać?
–
Och! – wyrwało mi się. Za nim
powróciłam do rozmowy ze zdenerwowania zagryzłam dolną wargę. –
Diego, bo… Jutro jest mecz i… – Zaczęłam.
–
Ach, tak… Rozumiem – westchnął. Na
kilka chwil zapadła ciężka cisza. – Anastasia chce obejrzeć
tatę?
–
Ja… To też, ale obiecałam jej już,
że oglądniemy go razem – wyjąkałam z trudem. Nic na to nie
poradzę, że wyrzuty sumienia dalej zżerały mnie w najmniej
oczekiwanych momentach.
–
Nic się nie dzieje, rozumiem to –
zapewnił mnie. – W takim razie może pojutrze? Naprawdę mi na tym
zależy.
–
Tak, tak, pojutrze będzie idealnie –
zgodziłam się w duchu czując dużą ulgę.
–
Cieszę się. W takim razie dziękuję.
Podjadę po nią we czwartek po przedszkolu, dobrze?
–
Jak najbardziej – odparłam kątem oka
dostrzegając Anastasię wchodzącą do kuchni.
–
Muszę już kończyć, bo za chwilę mam
spotkanie. Trzymaj się! – powiedział i się rozłączył.
Odłożyłam telefon na blat.
–
Dzwonił Diego – oznajmiłam córce. –
Chce się z tobą spotkać we czwartek – Przekazałam jej
rozlewając sok pomarańczowy do wysokich szklanek.
–
Super! Z nocowaniem? – ożywiła się.
–
Tak – zaśmiałam się głaskając ją
po włosach.
–
Super! – powtórzyła rozemocjonowana.
– Mamo, a… – Zaczęła po chwili.
–
Słucham, skarbie?
–
Wybraliście już z tatą imię dla mojej
siostrzyczki? – przechyliła zabawnie głowę wpatrując się we
mnie z zaciekawieniem.
–
Jeszcze się nad tym nie zastanawialiśmy
– odparłam zgodnie z prawdą. – Masz jakieś swoje propozycje?
–
Myślałam nad Aurorą –przyznała.
–
Aurora? Skąd taki pomysł? – zapytałam
szczerze zdziwiona.
–
No bo… Ja mam imię po księżniczce
Anastasii, więc pomyślałam, że fajnie by było, gdyby moja
siostra otrzymała imię po księżniczce Aurorze – wyjaśniła
rezolutnie, a ja powstrzymałam głośny śmiech.
–
Na pewno przekażę tacie twoją
propozycję – uśmiechnęłam się do niej.
–
Super!
Londyn,
29.05.2019 r.
Razem
z córką wygodnie umościłyśmy się na miękkiej kanapie przed
telewizorem. Włączyłyśmy wcześniej, aby obejrzeć przedmeczowe
studio oraz wysłuchać opinii tak zwanych ekspertów. Co tu dużo
mówić… Denerwowałam się przebiegiem tego spotkania, bowiem
doskonale zdawałam sobie sprawę z tego ile ten finał znaczy dla
Kepy. Gdyby wygrali byłby to jego pierwszy tak poważny triumf i
wiedziałam, że zrobi wszystko, aby tego wieczora podnieść do góry
upragniony puchar. Anastasia gładziła mój brzuch, świadomie, a
może nie uspokajając swoją małą siostrzyczkę.
–
Mamo… Jestem głodna – oznajmiła w
pewnym momencie Anastasia patrząc na mnie błagalnie oczami Kepy.
–
Przecież niedawno jadłaś kolację –
mruknęłam bawiąc się jej długimi włoskami.
–
Ale jestem! Mogę zjeść coś słodkiego?
– spytała niewinnie.
–
Talerz kanapek z nutellą nie był
wystarczający? – spojrzałam na nią próbując nadać swojej
twarzy srogi wyraz. Nic z tego jednak nie wyszło, bo ta mała
agentka wiedziała, jak przechytrzyć mnie na swoją stronę.
–
Ale ty mamuś jesz ciągle! I też
słodkie! Zwłaszcza wtedy, kiedy myślisz, że tatuś i ja tego nie
widzimy – powiedziała poważnie. Uchyliłam usta, ale nie wydobyło
się z nich żadne konkretne słowo.
–
Dobrze… Na co masz ochotę? –
skapitulowałam.
–
Na budyń! – krzyknęła uradowana i w
podskokach powędrowała do kuchni. Ruszyłam za nią po drodze
okrywając się ciepłym swetrem. Otworzyłam szafkę, do której ona
nie była
w stanie dosięgnąć i złapałam do ręki kilka opakowań.
w stanie dosięgnąć i złapałam do ręki kilka opakowań.
–
Jaki smak preferujesz mała cwaniaro?
Czekoladowy, waniliowy, truskawkowy, czekoladowy z kawałkami
pomarańczy, czy czekoladowy z kawałkami malin? – spytałam
odczytując smaki. Anastasia z zamyśleniem podrapała się po
głowie, jakby od tej decyzji zależało jej dalsze życie.
–
Czekoladowy z kawałkami malin! –
oznajmiła po dłuższej chwili. Pokiwałam głową i zabrałam
się za przygotowanie słodkiego deseru. Na samą myśl o jedzeniu
zaburczało mi w brzuchu, a wymierzony kopniak pomógł mi w podjęciu
decyzji.
–
Sama też coś zjem – stwierdziłam
podając córce kolorowy kubek z motylkami. Anastasia wzięła go ode
mnie łapiąc ostrożnie za uchwyt. – Tylko co… – Zastanawiałam
się na głos zaglądając do półek. – Już wiem, chipsy są
idealne na mecz! – Powiedziałam biorąc do ręki opakowanie.
Przyjemnie zaszeleściło pod moimi palcami. Kiedy otworzyłam paczkę
do moich nozdrzy dotarł intensywny zapach papryki. – O tak, tego
mi było trzeba!
–
Nigdy nie chcę być w ciąży – rzekła
poważnie Anastasia i ruszyła do salonu. Zaśmiałam się głośno
ruszając za nią, po drodze łapiąc w dłoń drugie opakowanie. Tak
na wszelki wypadek.
Zajadając
się niezdrowym jedzeniem z zainteresowaniem śledziłam pierwszą
połowę meczu. Anastasia podkradała mi chipsy wpatrując się w
Kepę. Jeszcze przed rozpoczęciem spotkania oznajmiłam jej, że
jeśli nie chce to jutro nie musi iść do przedszkola. Wyściskała
mnie za wszystkie czasy mówiąc, że jestem najwspanialsza. Pierwsza
część spotkania nie obfitowała w wiele emocji. Widziałam, że
córka myśli tak samo, bo kilka razy rozkosznie ziewała.
Zaproponowałam jej małą drzemkę, ale kategorycznie odmówiła.
Piętnaście minut przerwy zleciało nam na błogiej ciszy. I dobrze
się stało, bo wraz z rozpoczęciem drugiej połowy nasze emocje
znacznie wzrosły. Krzyczałyśmy z uciechy widząc dobrą piłkę i
zaangażowanie piłkarzy. Kepa miał więcej roboty przy bramce, ale
dawał radę. Pierwsza bramka dla Niebieskich padła cztery minuty po
gwizdku sędziego, a druga już jedenaście minut później.
Anastasia machała jak szalona klubowym szalikiem z dumą obnosząc
się swoją koszulką. Zaśmiałam się dźwięcznie na ten widok.
Rosła nam wielka fanka. Eden wbił trzecią bramkę w
sześćdziesiątej piątej minucie, ale kilka chwil później piłkarz
Arsenalu zgubił obronę Chelsea i strzelił gola. Anastasia spuściła
głowę.
–
Kochanie to, że tatuś wpuścił jednego
gola jeszcze nic nie oznacza – wytłumaczyłam jej spokojnie.
–
Wiem – mruknęła cicho. – Ale nie
chcę, żeby przez to był smutny…
–
Na pewno nie będzie – wyjaśniłam. –
To część jego pracy i tatuś jest tego w pełni świadomy.
–
Naprawdę?
–
Tak, skarbie – uszczypnęłam lekko jej
policzek, a ona pisnęła śmiejąc się. Od małego ten gest
wywoływał u niej taką reakcję. W spokoju powróciłyśmy do
oglądania meczu, w którym Eden osiemnaście minut przed
końcem strzelił swoją drugą bramkę. Z napięciem oczekiwałam
ostatniego gwizdka sędziego, a kiedy go usłyszałam łzy popłynęły
z moich oczu zanim zdołałam je powstrzymać. Piłkarze Chelsea
skakali po sobie ciesząc się jak dzieci. Anastasia poszła w ich
ślady i powtórzyła tę czynność na środku salonu. Parsknęłam
śmiechem obserwując ten widok. Wszystko działo się tak szybko, że
nim się spostrzegłam Niebiescy odbierali już medale za zwycięstwo.
Po chwili puchar za zwycięstwo w tegorocznej edycji Ligi
Europy powędrował w ręce dwóch kapitanów. Piłkarze celebrowali
wygraną, a mnie wzruszenie ścisnęło za gardło, gdy puchar
powędrował do Kepy. Mój narzeczony uniósł go dumnie do góry
posyłając buziaka w kierunku obiektywu kamery.
–
To dla nas! – ekscytowała się
Anastasia. Szybko podbiegła do telewizora i pocałowała twarz Kepy.
– Tatuś też dostał!
–
Na pewno go poczuł – stwierdziłam z
przekonaniem. – Pora spać! – Zarządziłam.
–
Muszę jeszcze coś zrobić!
–
Co takiego? – zdziwiłam się patrząc
na zegarek.
–
Narysować tacie rysunek! – krzyknęła
i pobiegła do swojego pokoju. Pokręciłam głową wysyłając Kepie
gratulacje. Byłyśmy z niego cholernie dumne i na pewno to czuł.
Nie oczekiwałam odpowiedzi, bo wiedziałam, że teraz przyszedł
czas na świętowanie. Westchnęłam widząc bałagan panujący w
salonie, ale stwierdziłam, że zajmę się tym jutro. Cierpliwie
poczekałam, aż Anastasia skończy rysunek dla Kepy, po czym
położyłam się do łóżka. Zmęczona emocjami zasnęłam z błogim
uśmiechem na ustach.
***
Witam!
Dziś taki babski rozdział ;) A do końca pozostały jeszcze dwa i epilog ^^
Pozdrawiam ;*
Dobrze, że gdy emocje trochę opadły. Diego stara się pozostawać w miarę poprawnych relacjach z Adriana. To na pewno o wiele korzystniejsze dla Anastasii, która wciąż go uwielbia. I zawsze z wielką przyjemnością spędza wspólny czas.
OdpowiedzUsuńJestem pewna, że nawet ta dość długa rozłąka z powodu wyjazdu Diega tego nie zmieni, a on zawsze będzie kimś ważnym dla dziewczynki.
Relacje Adriany z Anastasią są wspaniałe. Nie jedni mogliby im tego pozazdrościć.
Dziewczyna świetnie sprawdza się w roli mamy.
Podczas meczu na pewno towarzyszyły im niemałe emocje. Na szczęście wszystko skończyło się tak, jak zakładały i mogły cieszyć się z sukcesu Kepy i drużyny.
Rysunek Anastasii na pewno znajdzie się w specjalnym miejscu, gdy Kepa już go otrzyma. No i ciekawe, jak zareaguje na jej propozycję imienia dla siostrzyczki.
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. 😊
Cóż, ten rozdział poraz kolejny pokazuje, jak szczęśliwie ułożyło się życie Adrianny. Po tym wszystkim co przeszła, mogło pojawić się jeszcze więcej problemów. Na szczęście trafiła na kilku dobrych ludzi.
OdpowiedzUsuńJednym z nich jest Diego. Ten mężczyzna nadal sprawia, że ciepło mi się robi na serduszku. To nie jego wina, że wszystko potoczyło się tak, a nie inaczej. Widać, że bardzo mu zależy na utrzymywaniu kontaktu z Anastasią. Mimo wszystko przez tyle lat traktował ją jak córkę. Teraz wyjeżdża na długo, ale wierzę, że nadal będzie starał się być blisko Nastii
Adriana dobrze robi, nie utrudniając im kontaktów. Gdyby próbowała tylko zraziłaby do siebie córkę. A tak to rozumie, że dla Anastazji, Diego nadal jest kimś ważnym i zawsze będzie obecny w jej życiu.
Z innej beczki, bardzo podoba mi się imię Aurora. Jest urocze. I pasuje w zestawieniu z Anastasią.
Kepa odnosi sukcesy nie tylko prywatne, ale i zawodowe. Strasznie się cieszę, że udało mu się wygrać Ligę Mistrzów. Przyznam, że gdy czytałam opis meczu, to denerwowałam się równie mocno, co Anastazja i Adrianna. Zresztą mała znów rozwaliła system. Jej teksty naprawdę powalają z nóg.
Ej, no i jak to tylko dwa rozdziały? Serio, będę tęsknić za tą wesołą gromadką. Mam więc nadzieję, że ich życie będzie już tylko usiane różami.
Ode mnie to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin
Nie ma to jak babski rozdział :) Choć tak nie do końca bo pojawił się Diego. Cieszy mnie, że wraz z Adrianą starają się mieć ze sobą dobry kontakt ze względu na małą. W końcu z dnia na dzień Anastasia o nim nie zapomni bo jest dla niej ważną osobą. Dobrze że również Kepa nie ma nic przeciwko, aby jego córka od czasu widywała się z Diego.
OdpowiedzUsuńKepie to tylko pozazdrościć takiego wsparcia :) Ale tak to już jest gdy kobiety zabierają się za oglądanie meczu. Po prostu nie mógł go nie wygrać, ot co! ^^ Ich rozmowy były świetne ;3 Widać że Adriana ma świetny kontakt z córką. Dlatego bardzo poważnie musi przemyśleć propozycję małej dotyczącą imienia dla małej siostrzyczki :) W końcu Aurora to piękne imię! Typowo księżniczkowe, a przecież Kepa otoczony jest księżniczkami :D Dlatego Anastasia ma dość mocne argumenty ^^
Tylko biedactwo przeraziło się ciąży ^^ no ale czy możemy się jej dziwić? Mamusia zajada wszystko niczym pasibrzuch, a brzusio to ma co raz większy i większy jakby miał zamiar pęknąć ^^ Biedna Anastasia :D
Cud, miód i orzeszki ^^ nic tylko się uśmiechać i cieszyć ich szczęściem. Jeszcze żeby życie Diego się fajnie ułożyło i wszyscy będą zadowoleni :)