Nasze
życie pędziło jak szalone. Po oficjalnym zakończeniu sezonu
rozpoczęliśmy dwutygodniowe wakacje na Malediwach. Zwiedzaliśmy,
poznaliśmy nową kulturę, zajadaliśmy się tradycyjnym jedzeniem,
zaopatrzyliśmy się w mnóstwo pamiątek, zachwycaliśmy się
widokami jakie oferowała wyspa oraz wsłuchiwaliśmy się w szum
Oceanu Indyjskiego. Odpoczęliśmy od zgiełku panującego w
Londynie, naładowaliśmy baterie przed powrotem do stolicy Anglii i
błogo się relaksowaliśmy. Odwiedziliśmy również nasze rodzinne
miasto, Anastasia spędzała czas z dziadkami i ciocią, a my
spacerując po urokliwych uliczkach Ondarroi wspominaliśmy dawne
czasy. Do Londynu powróciliśmy wypoczęci i pełni pozytywnego
nastawienia. Początkiem lipca Kepa rozpoczął przygotowania do
kolejnego sezonu pod wodzą nowego trenera, jak się dowiedziałam
legendy Chelsea, Franka Lamparda. Piąte urodziny Anastasii przypadły
na dwa dni przed wyjazdem drużyny na zgrupowanie do Japonii.
Urządziliśmy skromne przyjęcie w domu moich rodziców ze względu
na otaczający go ogród. Anastasia bawiła się znakomicie, szalała
ze swoimi koleżankami i kolegami z przedszkola oraz z dziećmi
zawodników Chelsea. Jej szeroki uśmiech, błyszczące oczy oraz
rumiane policzki były nagrodą za wszystko. Kiedy wraz z pomocą
Kepy zdmuchiwała pięć świeczek, które zdobiły owocowy tort nie
mogłam powstrzymać łez wzruszenia. To były pierwsze urodziny,
które spędziła z prawdziwym tatą. Kepa był przejęty tym
wydarzeniem, uśmiechał się dumnie i dbał, by nikomu niczego nie
brakowało. Głośny i szczęśliwy śmiech córki rozbrzmiewał mi w
uszach jeszcze długo po zakończeniu przyjęcia. Okres
przygotowawczy był szalony, po powrocie z Japonii Kepa
rozegrał jeszcze sparingi w Austrii oraz Niemczech. Ostatni dzień
okienka transferowego w Anglii najbardziej odbił się na Anastasii.
Na wieść o tym, że jej ulubiony wujek zdecydował się opuścić
Chelsea zalała się łzami i nie chciała wyjść z pokoju. Pytała,
czy podjął taką decyzję przez nią, rozumowała po dziecięcemu i
myślała, że David przestał ją lubić. Kepa cierpliwie tłumaczył
jej na czym polega życie piłkarza i jakie wiążą się z nim
decyzje. Anastasia słuchała w skupieniu i przekonała się, że
tata ma rację w momencie, w którym dowiedziała się, że
David mimo wszystko pozostał w Londynie. Zasnęła uspokojona w jego
silnych i bezpiecznych ramionach. Bezgłośnie przyznałam mu medal.
Drużyna Kepy nowy sezon Premier League rozpoczęła od przegranej z
Manchesterem United. Po wyrównanej walce i zaciętym meczu przegrała
również walkę o Superpuchar Europy z Liverpoolem. Dziś rozgrywali
pierwszy mecz na Stamford Bridge. Ich rywalem byli piłkarze
Leicester City. Anastasia w skupieniu patrzyła na poczynania taty w
bramce, a kiedy traciła zainteresowanie meczem goniła jak
szalona razem z uroczym synkiem Jorginho. Jego żona siedziała obok
mnie trzymając na kolanach dziewięciomiesięczną córeczkę. Sama
z rozczuleniem popatrzyłam na mój brzuch nie mogąc się doczekać
porodu. Pozostał jeszcze miesiąc oczekiwania. Mecz zakończył się
jednobramkowym remisem. Anastasia była niepocieszona, ale przeszło
jej, gdy poznała nowych i młodych wujków. Po spotkaniu udaliśmy
się na spacer. Pogoda zachęcała do przechadzek, niebo było
bezchmurne, wiał lekki wietrzyk, a słońce nieśmiało ogrzewało
nas swoimi promieniami.
–
Wiesz, że dokładnie rok temu zobaczyłam
cię po raz pierwszy po tych latach rozłąki? – spytałam Kepę.
Anastasia karmiła kaczki i nie zwracała na nas uwagi.
–
To musiało być dla ciebie ciężkie –
powiedział łapiąc mnie za rękę.
–
Początkowo nie chciałam w to uwierzyć,
wmawiałam sobie, że dziewczyna siedząca w loży to nie
Andrea, nie mogłam spojrzeć na Diego… Dotarło do mnie, że
Anastasia po raz pierwszy widzi swojego prawdziwego tatę… Wtedy
wydawało mi się, że wszystko się posypało, ale teraz…
–
Wiele się zmieniło – zaśmiał się.
–
Moje uczucia do ciebie do tej pory
tłumione odżyły na nowo, zdążyłam rozwieść się z
Diego, zajść w ciążę, przyjąć twoje oświadczyny… Ale
niczego nie żałuję, bo zawsze wiedziałam, że to musisz być ty…
Mój książę z Ondarroi, jak kiedyś zwykłam cię nazywać –
parsknęłam śmiechem na samo wspomnienie.
–
Łechtało to moje ego! – oznajmił
posyłając mi psoty uśmiech. Oparłam głowę na jego ramieniu
wpatrując się w biegającą wokół kaczek córkę. To było
spełnienie.
Londyn,
17.09.2019 r.
Chelsea
po roku przerwy powróciła do zmagań w Lidze Mistrzów. Dziś na
własnym stadionie podejmowali zespół Valencii, ale z wiadomych
przyczyn nie mogłam być na nim obecna. Termin porodu minął
tydzień temu. Kepa panikował i za każdym razem, gdy miałam zostać
sama w mieszkaniu informował moich rodziców. Tak było i tym razem.
Byłam zbyt uparta by zgodzić się na pobyt w szpitalu, dlatego
teraz wygodnie mościłam się na kanapie. Anastasia nachylając się
nad brzuszkiem zaczęła cicho nucić piosenkę, której nauczyła
się dziś w przedszkolu. Obserwując wychodzących z tunelu piłkarzy
poczułam mocny skurcz. Zacisnęłam zęby walcząc z bólem.
Towarzyszyły mi cały dzień, ale nie chciałam nikogo niepotrzebnie
martwić. Widząc Kepę uśmiechnęłam się dumnie. Jego pierwszy
występ w tej prestiżowej rozgrywce… Wsłuchałam się w hymn Ligi
Mistrzów czując ciarki na całym ciele. Niewątpliwie był jedyny i
niepowtarzalny. Wiedziałam, ile znaczy dla Kepy ten mecz, to
spotkanie, dlatego udzieliła mi się atmosfera oraz nerwy.
W chwili, w której sędzia zagwizdał po raz pierwszy nadszedł kolejny, tym razem jeszcze mocniejszy skurcz. Tego już nie mogłam zbagatelizować.
W chwili, w której sędzia zagwizdał po raz pierwszy nadszedł kolejny, tym razem jeszcze mocniejszy skurcz. Tego już nie mogłam zbagatelizować.
–
Rodzę – wyjąkałam patrząc jednym
okiem na rodziców, a drugim na mecz. Anastasia zrobiła wielkie oczy
i przyjrzała mi się uważnie.
–
Dostanę dziś siostrzyczkę?! –
zapytała podekscytowana.
–
Wszystko na to wskazuje –
odpowiedziałam. Tata zbiegł na dół, aby przygotować samochód. –
Słoneczko, zostaniesz z babcią… – Powiedziałam z trudem
podnosząc się z wygodnej kanapy. – Mamo… – Zwróciłam
się do rodzicielki. – Kepa chciał być obecny przy porodzie, ale
przecież gra mecz… Co mam zrobić? – Spytałam spanikowana.
–
Tym się nie przejmuj, zawiadomię go –
oznajmiła. – Czekałam cały dzień aż przyznasz się do tych
skurczów!
–
Wiedziałaś?
–
Matki wiedzą wszystko! Nie odzywałam
się pierwsza, bo doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że nic
nie powiesz dopóki sprawy nie zajdą za daleko. Przyznałam jej
rację całując Anastasię w czółko. Mama przytuliła mnie dodając
otuchy, po czym odprowadziła mnie do drzwi. Z pomocą taty zostałam
ulokowana w samochodzie.
–
Jedziemy rodzić córeczko – oznajmił
i włączył się do ulicznego ruchu. Kiwnęłam głową i
jęknęłam cicho. – Jesteś dzielna, dasz sobie radę ze
wszystkim!
Słowa
taty dźwięczały mi w uszach, kiedy wydawałam na świat naszą
drugą córeczkę. Nie wiedziałam, ile czasu przebywam na sali
porodowej, wszystko zlało mi się w jedno. Drzwi otworzyły
się z hukiem. Zdyszany Kepa stanął obok mnie i złapał moją dłoń
w swoją.
–
Jestem już, jestem przy tobie, przy was
– wysapał odgarniając mi zabłąkany kosmyk włosów z czoła.
Posłałam mu lekki uśmiech i ponownie zaczęłam wykonywać
polecenia położnej. Obecność Kepy przyniosła mi ulgę, ból
zelżał, liczyło się tylko jego wsparcie. Layla Martinez -
Arrizabalaga przyszła na świat dwie minuty przed północą z
miejsca skradając nam serca. Była malutka i rozkoszna. Gdy po raz
pierwszy wzięłam ją w ramiona wzruszenie odebrało mi mowę. Kepa
wpatrywał się w nią jak w obrazek. Podałam mu naszą córeczkę,
a jej maleńkie ciałko utonęło w jego wielkich dłoniach.
Pocałował ją w czółko i wtedy wszystkie hamulce puściły.
Patrzył na nią i płakał nie mogąc powiedzieć ani słowa. –
Dziękuję – Wydusił po dłuższej chwili. Posłałam mu zmęczony
uśmiech i zrobiłam miejsce, aby mógł usiąść obok. Lekarze
zostawili nas na chwilę samych, abyśmy mogli w spokoju
nacieszyć się maleństwem.
–
Jak zdążyłeś tutaj dotrzeć? –
spytałam dostrzegając pod specjalnym fartuchem meczowy strój. –
Jesteś szurnięty!
–
Obiecałem sobie, że będę przy tobie w
tej chwili… Nie mogłem tego przegapić, nie drugi raz… –
oznajmił dotykając malutkich paluszków Layli. Uchyliła oczka. –
Jest cudna – Stwierdził. Zaśmiałam się na to stwierdzenie. –
Odpowiadając na twoje wcześniejsze pytanie… Twoja mama
powiadomiła mnie w przerwie, powiedziałem trenerowi, że zaczęłaś
rodzić i spytałem o pozwolenie na opuszczenie drugiej połowy.
Zgodził się bez wahania zastępując mnie Willym. Gnałem jak na
złamanie karku, ale na szczęście dotarłem – Wyjaśnił.
–
Jak wynik? – zapytałam łaskocząc
stópki noworodka.
–
Nie wierzę, że pytasz o to w takiej
chwili – parsknął śmiechem. – Do przerwy dzięki Mason’owi i
Tammy’emu prowadziliśmy dwoma bramkami. Mam nadzieję, że
utrzymali zwycięski wynik.
–
Nowi ulubieńcy Anastasii… Sprawdź,
widzę, że się do tego palisz – powiedziałam przejmując od
niego małą. Zasnęła.
–
Wygrali! Mason podwyższył na trzy do
zera! Ja… Och – westchnął. Spojrzałam na niego zdziwiona, a on
pokazał mi zdjęcie umieszczone na instagramowym profilu Chelsea.
Przytulający się piłkarze celebrowali zwycięstwo, a jeden z nich
wyciągał spod koszulki piłkę. Rozbawiona otarłam łzy i
spostrzegłam opis, w których były zamieszczone gratulacje Kepy i
mnie.
–
W drużynie siła – przyznałam oddając
mu telefon.
–
W rodzinie też – odparł. Inne słowa
w takiej chwili były zbędne…
Londyn,
03.10.2019 r.
Po
kolejnym wygranym meczu w Lidze Mistrzów, tym razem z francuską
drużyną Lille, Kepa obchodził swoje dwudzieste piąte urodziny.
Świętowaliśmy je w rodzinnym gronie, bo Hiszpan nie chciał
podpaść trenerowi na jutrzejszym treningu. Kameralna impreza
została zaplanowana na niedzielę po wyjazdowym spotkaniu z
Southampton. Hiszpan zdmuchując świeczki patrzył na mnie oraz na
nasze córeczki. Miał wszystko i był spełnionym człowiekiem.
Stworzyliśmy jedność oddając się sobie nawzajem. Anastasia nie
odstępowała swojej małej siostrzyczki na krok, pomagała mi i
nuciła jej piosenki. Kepa miał urwanie głowy z trzema kobietami,
ale dawał radę. Odciążał mnie z części obowiązków, wstawał
w nocy i nie skarżył się na nic. Ze zdwojoną siłą brał czynny
udział we wszystkim i cieszył się, kiedy mógł dzielić
się swoją radością z innymi. Na jego profilu oprócz zdjęć z
meczów pojawiały się także te przedstawiające Anastasię i
Laylę. Był dumny ze swoich pociech i kochał je bezgranicznie. My
kochałyśmy jego, bo kochanie go było proste, a on zasługiwał na
naszą miłość jak mało kto…
Ondarroa,
06.06.2020 r.
Jedno
spojrzenie na Ciebie, a całe moje życie się układa.
Modliłam
się o Ciebie zanim nazwałam Cię moim.
Nie
mogę uwierzyć, że to prawda, czasami…
Nie
mogę uwierzyć, że to prawda…
W
obecności rodziny, najbliższych przyjaciół i znajomych składałam
przysięgę małżeńską mojemu wymarzonemu mężczyźnie. Stał
obok mnie, łzy kłębiły się w jego oczach, gdy słuchał tych
szczerych słów kierowanych w jego stronę. Był mój, a ja już
byłam jego, na zawsze. Zapewniając siebie nawzajem o tym, że
uczucie, które nas połączyło nigdy nie zgaśnie obdarowaliśmy
się złotymi obrączkami. Córeczki patrzyły na nas z miłością,
a my wychodząc ze świątyni posyłaliśmy wszystkim
uszczęśliwione uśmiechy. Diego pokazał mi kciuk uniesiony do góry
drugą ręką obejmując swoją ciężarną narzeczoną. Jego radość
była moją radością, bo zasłużył na wszystko, co najlepsze. Ja
miałam Kepę, a on miał mnie. Gdy tańczyliśmy pierwszy małżeński
taniec utonęłam w jego oczach. Widziałam w nich bezgraniczne
szczęście, miłość oraz uczucia, które kłębiły się wewnątrz.
Istnieliśmy dla siebie. Od zawsze. I na zawsze.
–
Sposób, w jaki kochasz, zmienia to, kim
jestem… Jestem nieskończona i dziękuję Bogu raz jeszcze… –
wyszeptałam cytując słowa piosenki.
–
Mówią, że miłość jest podróżą;
przyrzekam, że nigdy nie odejdę… A gdy będzie zbyt ciężko,
pamiętaj tę chwilę ze mną… – odszeptał okręcając mnie
wokół własnej osi. Zostaliśmy nagrodzeni gromkimi brawami.
Przytuliłam do siebie Anastasię, a Kepa wziął w ramiona
dziewięciomiesięczną Laylę. Cały mój świat…
Mogę
Cię kochać, to najlepsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobię.
Mogę
Cię kochać, to obietnica, którą Ci składam.
Cokolwiek
się stanie, Twe serce wybiorę.
Na
zawsze jestem Twoja, na zawsze przysięgam…
Mogę
Cię kochać, mogę Cię kochać…
***
Witam!
Tak oto przedstawia się ostatni rozdział ;) Jestem absolutnie zakochana w tej piosence! <3
Pozdrawiam ;*