Po
bezsennej nocy z kubkiem kawy w dłoniach siedziałam w kuchni
szykując się na nadchodzący dzień. Czułam, że nie będzie łatwy
dla mnie, dla Diego, dla Kepy i oczywiście dla Anastasii.
Westchnęłam ciężko, gdy usłyszałam tupot jej bosych stóp.
Kilka sekund później niepewnie weszła do pomieszczenia
przecierając zaspane oczka.
–
Kochanie, tyle razy mówiłam ci, żebyś
nie chodziła bez kapci… Jeszcze się przeziębisz – powiedziałam
zatroskana.
–
Nic mi nie będzie – wzruszyła
obojętnie ramionami siadając na krześle. Wbiła we mnie uważny
wzrok.
–
Dobrze się czujesz? – spytałam
głaszcząc ją po głowie. – Wiem, że wczorajszy dzień był dla
ciebie ciężki, ale wspólnie uzgodniliśmy, że powinnaś poznać
prawdę… – Zaczęłam.
–
Mamusiu… – szepnęła cicho. –
Lubię wujka Kepę, ale dla mnie istnieje tylko jeden tatuś. Mam już
jednego, który mnie kocha i który się o mnie troszczy i nie
potrzebuję drugiego – Oznajmiła. – Nie umiem pogodzić się z
tym, co wczoraj mi powiedzieliście…
–
To zrozumiałe, kochanie… Potrzebujesz
dużo czasu, żeby to sobie poukładać. Do tej pory żyłaś w
przekonaniu, że ja, ty i Diego tworzymy rodzinę. Żyłaś w
przekonaniu, że to Diego jest twoim biologicznym tatą, jednak…
Mimo tego, że był z tobą od początku to twoim prawdziwym tatą
jest Kepa… I to się nie zmieni…
–
Ale… Mam już rodzinę. Nie chcę w
niej kolejnego członka, nie chcę drugiego tatusia. Skoro jest moim
prawdziwym tatą to dlaczego nas zostawił? – spytała próbując
pohamować łzy. Kucnęłam naprzeciwko niej i pogładziłam po
policzkach.
–
Bo było tak, jak powiedzieliśmy ci
wczoraj… Jesteś jeszcze za mała, by zrozumieć pewne dorosłe
sprawy, ale Kepa nie wiedział o tobie. Dowiedział się stosunkowo
niedawno i od tego czasu próbował brać czynny udział w twoim
życiu, co chyba mu się udawało, prawda?
–
Tak – przytaknęła kiwając głową. –
Jednak nie chcę, by niszczył naszą rodzinę – Pociągnęła
noskiem, a ja spojrzałam na nią zrezygnowana.
–
Nikt nie zniszczy naszej rodziny,
obiecuję – pocałowałam ją w czoło czując do siebie
obrzydzenie. Sama ją niszczyłam swoją miłością do Kepy… –
Kochasz i traktujesz Diego, jak tatę, co jest zrozumiałe, ale może
jednak dasz szansę Kepie? – Zapytałam obawiając się jej
reakcji. – Pozwolisz mu siebie poznać, pozwolisz mu uczestniczyć
w swoim życiu, pozwolisz, by nie tracił kolejnych lat? On sam
cierpi bardzo mocno przez to, że nie było go przy tobie od samego
początku…
–
Przy mnie, czy przy nas obu? – zadając
to pytanie ze zdenerwowania zaczęła obgryzać paznokcie.
–
Ja… – zawahałam się wpatrując się
w jej brązowe oczy. – Sądzę, że cierpi, że nie było go przy
nas obu – Wyznałam walcząc ze łzami. Ja również tego
żałowałam. – Nie musicie od razu zostawać najlepszymi
przyjaciółmi, ale jestem przekonana, że bardzo by się ucieszył,
gdybyś dała mu szansę…
–
Mogę spróbować – mruknęła cicho
bawiąc się rękawem swojej piżamki. – Ale moim tatusiem jest
tatuś Diego – Zastrzegła, a ja przytuliłam ją do siebie z
całych sił.
–
Dziękuję – wyszeptałam w jej włosy
spostrzegając, że Diego stał w progu i przyglądał się całej
scenie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Posłałam mu nieśmiały
uśmiech, który lekko odwzajemnił. To nie ja, nie Kepa, nawet nie
Anastasia… Zdałam sobie sprawę, że to Diego będzie cierpiał
najbardziej, gdy dowie się prawdy o moich uczuciach. Na samą myśl
zabolało mnie serce…
Myślałam,
że grając na fortepianie uwolnię się od natrętnych myśli,
jednak pomyliłam się. One cały czas krążyły w mojej głowie
atakując mnie coraz mocniej. Po rozmowie z Anastasią wysłałam
Kepie wiadomość, że mała jest gotowa dać mu szansę.
Odpowiedział kciukiem uniesionym do góry, co przyjęłam delikatnym
uśmiechem. Cały czas byłam pogubiona, nie wiedziałam, co zrobić,
nie wiedziałam, jak wyznać Diego prawdę. Nie zasługiwał na to,
by być okłamywanym. Nie po tym, co zrobił dla mnie i dla małej. I
z tego powodu również bałam się powiedzieć mu o wszystkim.
Kochał mnie. Kochał Anastasię. Otoczył nas opieką,
bezpieczeństwem, troską oraz miłością. Razem stworzyliśmy
rodzinę i mieliśmy nią pozostać do końca świata. Jednak…
Ponowne pojawienie się Kepy w moim życiu spowodowało, że
cały mur, który zbudowałam po przeprowadzce zaczął się burzyć.
Znowu był blisko mnie, znowu był na wyciągnięcie ręki. Znowu
mogłam patrzeć w jego oczy, znowu mogłam widzieć ten
zadziorny uśmieszek, który powodował szybsze bicie mojego serce,
znowu mogłam słyszeć jego śmiech… Moja miłość do niego nie
zniknęła przez te wszystkie lata. Zepchnęłam ją na samo dno
mojego serca, bowiem nie przypuszczałam, że jeszcze kiedykolwiek
będzie dane mi go spotkać. Los oraz życie bywają jednak
nieprzewidywalne, czego skutki odczuwałam właśnie teraz. Co mogłam
zrobić, by cierpienie spowodowane moimi czynami oraz uczuciami nie
było aż tak wielkie?
–
Adriana… – drgnęłam, gdy usłyszałam
za plecami głos Diego. – Wszystko w porządku?
–
Na tyle na ile może być – odparłam
siląc się na uśmiech. – Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie
zły za moją poranną rozmowę z małą…
–
Nie – powiedział dając mi całusa w
czoło. – Małymi kroczkami do przodu, prawda?
–
Prawda – przytaknęłam. – Myślałam,
że po wczorajszym nie będzie chciała ze mną rozmawiać, więc
miło się zaskoczyłam…
–
Jesteś jej ukochaną mamusią, nie
mogłaby się na ciebie gniewać – rzekł. – Tak sobie
pomyślałem… Twoi rodzice lecą dziś do Hiszpanii, by odwiedzić
stare kąty. Może wybrałabyś się tam wspólnie z nimi? Z małą…?
–
Diego… – zaczęłam niepewnie. Na
samą myśl o powrocie do ojczyzny przeszły mnie ciarki. – Po co?
–
Może dzięki temu bardziej oswoi się z
tą myślą? Może, gdy na własne oczy zobaczy waszą rodzinną
miejscowość będzie jej łatwiej?
–
No nie wiem – nie byłam przekonana do
tego pomysłu. – To nie za dużo jak na jeden raz?
–
Spytajmy ją o zdanie – stwierdził, a
ja pokiwałam głową. Udaliśmy się do królestwa Anastasii, by
przedstawić jej pomysł Diego, ale tak jak przypuszczałam nie
spodobał się jej.
–
Może innym razem? – spytała cicho
patrząc na nas błagalnie.
–
Masz rację, księżniczko – powiedział
mój mąż posyłając mi przepraszający uśmiech. Został z małą,
by pomóc jej zbudować wieżę z klocków, a ja udałam się do
salonu rozważając jego słowa. Może sama mogłabym udać się wraz
z rodzicami do Hiszpanii? Może nadszedł już najwyższy czas by
zmierzyć się z demonami przeszłości…?
Hiszpania,
Ondarroa, 31.12.2018 r.
Za
aprobatą Diego wyjechałam wczoraj do ojczyzny wraz z rodzicami.
Parę dni, które miały mi pomóc odciąć się od wszystkiego. Z
ciężkim sercem zostawiałam Anastasię, ale zapewniła mnie, że z
Diego, pod moją nieobecność poradzą sobie ze wszystkim. Powrót
po tylu latach, powrót do ojczyzny, powrót do rodzinnego miasta, z
którym wiązało się tyle wspomnień był niezwykle trudny.
Rodzinny dom usytuowany niedaleko domu Kepy w niczym mi nie
pomagał… Kiedy otworzyłam drzwi mojego dawnego pokoju uderzyła
we mnie fala wspomnień. Zdjęcia w ramkach, zdjęcia na ścianie,
łóżko, całe to pomieszczenie będące świadkiem naszych
wspólnych chwil… Pod wpływem impulsu zaczęłam przeglądać
stare rzeczy oraz ubrania, których nie wzięłam ze sobą do Anglii.
Otworzywszy szafę pierwsze co rzuciło mi się w oczy to bluza Kepy,
którą podarował mi bym nie marzła. Ostrożnie wzięłam ją do
ręki i zaciągnęłam się jej zapachem. Mogłabym przysiąc, że
wciąż był wyczuwalny… Myślałam, że sobie poradzę, ale było
to znacznie trudniejsze niż przypuszczałam. Resztę dnia spędziłam
z rodzicami pogrążając się we wspomnieniach oraz zadumie. Dzisiaj
był Sylwester… Przemierzałam ulice Ondarroi zupełnie bez celu,
podziwiałam urokliwe kamienice oraz tak dobrze znany mi krajobraz.
Było tutaj inaczej niż w zatłoczonym oraz głośnym Londynie. Było
spokojniej, było lepiej, choć nie mogłam tego stwierdzić z pełnym
przekonaniem. Wspominałam beztroskie chwile spędzone z Kepą w
tym mieście, w tych znajomych miejscach, żałując, że życie
potoczyło się tak, a nie inaczej… Wróciwszy wieczorem do domu
oznajmiłam rodzicom, że muszę odwiedzić jeszcze jedno miejsce.
Nie pytali, zrozumieli. Wzięłam samochód i ruszyłam tam, gdzie na
zawsze połączyłam się z Kepą.
Playa
de Itzurun. Plaża. Tak dobrze znany mi klimat. Fale rozbijające się
o brzeg. Miejsce moje i Kepy. Świadek naszego uczucia, świadek
naszego pierwszego razu, świadek naszej miłości… Okryłam się
szczelniej szalikiem i usiadłam na złocistym piasku. Wsłuchiwałam
się w szum wiatru patrząc w niebo. Mój azyl. Nasz azyl.
–
Adriana… – drgnęłam usłyszawszy za
sobą tak dobrze znany mi głos. Odwróciłam się zaskoczona. –
Nie chciałem cię przestraszyć…
–
Kepa… Co ty tutaj robisz? – wyjąkałam
podnosząc się z piasku.
–
Przyleciałem dziś do Hiszpanii,
musiałem na chwilę wyrwać się z Londynu, aby poukładać sobie
wszystko w głowie. Nie miałem zielonego pojęcia, że cię tutaj
spotkam.
–
Dlaczego przyjechałeś akurat tutaj? –
spytałam.
–
Mógłbym spytać cię o to samo –
zaśmiał się cicho. – Mam sobie pójść?
–
Nie… – szepnęłam robiąc krok w
jego kierunku. – Chyba i tak powinniśmy porozmawiać…
–
Adriana, nie teraz, nie dziś, proszę…
Po prostu odpocznijmy. Odpocznijmy w naszym miejscu, miejscu, z
którym wiążą się niesamowite wspomnienia… Właśnie dziś,
właśnie w Sylwestra…
–
Od rana nie myślę o niczym innym, tylko
o naszym ostatnim…
–
Nie tylko naszym… Anastasia była już
wtedy z nami – wyszeptał ledwo słyszalnie zbliżając się do mnie. Po chwili
tonęłam w jego mocnym uścisku. Zdecydowanie tego potrzebowałam. –
Adriana… – Kiedy usłyszałam ten znajomy szept w uchu nie
wytrzymałam. Spojrzałam mu w oczy, po czym nie zważając na nic
namiętnie go pocałowałam. Jęknął zaskoczony, ale oddał
pocałunek z nie mniejszym zaangażowaniem. Słowa w takiej chwili
były zbędne. Nie wiem, kiedy nasze niecierpliwe dłonie zaczęły
pozbywać się ubrań, wiem, że całą sobą chłonęłam każdy
jego pocałunek, każdy dotyk, każdy gest… To, co robiliśmy było
złe, ale jednocześnie tak dobre, tak znajome… Jego usta były
wszędzie, namiętne, gorące, spragnione. Jego męskie dłonie
zmysłowo sunęły po moim ciele… Kiedy zaczęłam odwdzięczać mu
się za każdą pieszczotę czułam, że jest na skraju wytrzymania.
Gdy szukał potwierdzenia w moich oczach, gdy chwilę później
poczułam go w sobie zdałam sobie sprawę, że to w jego ramionach
chcę przebywać do końca świata. Należeliśmy do siebie. Jego
ruchy były zdecydowane, stanowcze, biegłe… Ponownie odnaleźliśmy
siebie nawzajem, nasze głośne oddechy mieszały się ze sobą, a
przeciągłe jęki rozkoszy tonęły w szumie fal… Razem spadliśmy w przepaść, z której nie było dla nas ratunku... Doszliśmy
w tym samym momencie drżąc w swoich objęciach, a niebo nad nami
rozbłysło tysiącami fajerwerków…
***
Witam!
Jednak udało się coś wcześniej napisać ;) Wciąż nie pracę magisterską...
Po filmiku z rozbierającym się Kepą w roli głównej nie mogło powstać nic innego ^^ :D
Pozdrawiam ;*