Już
od miesiąca z dumą nosiłam na palcu pierścionek zaręczynowy od
Kepy. Otrzymaliśmy serdeczne gratulacje od rodziców, którzy po
prostu cieszyli się naszym szczęściem oraz tym, że udało nam się
odnaleźć wspólną drogę. Ciąża rozwijała się prawidłowo, a
mała coraz częściej dawała o sobie znać. Byłam spełniona jako
kobieta i przede wszystkim jako matka. Dzięki Kepie na nowo
nauczyłam się dostrzegać drobiazgi oraz cieszyć się z błahych
gestów bądź czynów. Straciliśmy wiele, ale teraz staraliśmy się
odbudować ten czas, który został nam odebrany. Nie gnaliśmy na
złamanie karku, zamiast tego przystawaliśmy i uczyliśmy się
siebie na nowo. Odkrywaliśmy nowe nawyki i śmialiśmy się,
gdy spostrzegaliśmy, że pewne rzeczy nie uległy zmianie. To było
dobre. Anastasia odnalazła się w nowej sytuacji. Nie miała
problemów z nazywaniem Kepy tatą, była obecna na każdym jego
meczu obowiązkowo ubrana w swoją nową ulubioną koszulkę. Ja
również byłam, na nowo poznałam świat piłki nożnej i na nowo
wkręciłam się we wszystkie emocje. Przeżywałam wygrane,
cieszyłam się sukcesem, byłam zmartwiona porażką. Kepa
wydoroślał nie tylko jako mężczyzna, ale również jako
sportowiec. Zapamiętałam go z gry w Bilbao, gdzie dopiero zaczynał
poważne kroki, a teraz był podstawowym bramkarzem Chelsea oraz
dostawał powołania do reprezentacji narodowej. Byłam z niego
dumna, bowiem wiedziałam, ile znaczą dla niego mecze, drużyna,
wygrane oraz przegrane, z których natychmiast wyciągał wnioski.
Kepa był dumny ze mnie. Niejednokrotnie powtarzał mi, że raduje
się z tego, iż nie porzuciłam swoich marzeń, tylko dążyłam do
ich spełnienia. Widział, że praca z dzieciakami i przekazywanie im
swojej muzycznej wiedzy sprawia mi wiele frajdy. Byliśmy rodziną i
to normalne, że cieszyły nas sukcesy tej drugiej osoby.
Zaliczyliśmy też wspólne wyjście do przedszkola Anastasii. W
świątecznym przedstawieniu grała wielkanocnego króliczka. Była
dumna ze swojego występu, my również. Ja ocierałam łzy
wzruszenia, a Kepa śmiał się pod nosem widząc jej ogonek i uszy.
Nasza kuchnia, a w szczególności lodówka była teraz zapełniona
rysunkami naszej córki. W salonie leżały porozrzucane jej zabawki,
a na stoliku widoczne były niedokończone kolorowanki z motywem jej
ukochanych księżniczek Disneya. To była nasza codzienność. To
było nasze życie, to byliśmy my… Wchodząc do mieszkania po
powrocie z prywatnej lekcji usłyszałam śmiechy oraz głośne
piski. Mimowolnie się uśmiechnęłam i po zdjęciu butów
oraz ciepłego swetra ruszyłam w stronę, z której wydobywały się
te urocze dźwięki.
–
Robimy gofry! – oznajmiła Anastasia
uważnie obserwując Kepę, który był zajęty układaniem
truskawek.
–
Widzę – zaśmiałam się i podeszłam
bliżej. Buzia Anastasii była umorusana bitą śmietaną, Kepa miał
ją we włosach. – Mała awaria? – Spytałam.
–
To była zażarta bitwa o to, kto zje
więcej – wyjaśnił Hiszpan parskając śmiechem. – Oczywiście
przegrałem – Zrobił zbolałą minę.
–
I za karę posmarował mi buzię! –
krzyknęła Anastasia.
–
A ty za przegraną dałeś sobie wpiąć
we włosy spinkę? –zapytałam nie mogąc powstrzymać śmiechu.
–
Ach, tak! Ten mały łobuziak stwierdził,
że ze spinką przedstawiającą Ariel jest mi do twarzy –
powiedział.
–
Cóż… – zaczęłam, ale nie
skończyłam widząc jego spojrzenie. Wzruszyłam niewinnie
ramionami. – Gotowe? Bo jestem okropnie głodna!
–
Mamusia ciągle jest teraz głodna! –
oznajmiła Anastasia chichocząc. – Przydałaby ci się spinka z
Kubusiem Puchatkiem! – Rzekła i zeskoczyła ze stołka. Zamrugałam
zaskoczona, a do rzeczywistości przywołał mnie głośny
śmiech narzeczonego. Rzuciłam w niego ścierką i odebrałam
przeznaczoną specjalnie dla mnie podwójną porcję.
Londyn,
Stamford Bridge, 09.05.2019 r.
Siedziałam
jak na szpilkach obserwując drugie półfinałowe spotkanie Chelsea
z Eintrachtem Frankfurt w Lidze Europy. W regulaminowym czasie
gry padł remis. Dogrywka nie przyniosła zadowalających rezultatów.
Czas na rzuty karne! Spojrzałam na córkę myśląc, że będzie
narzekać i marudzić, ale ta siedziała skupiona ma moich kolanach
i z całych swoich sił dopingowała tatusia. Przyzwyczaiłam
się już do partnerek piłkarzy, które mnie nie oceniały, a
jedynie ciepło przyjęły do swojego grona. Bardzo wiele to dla mnie
znaczyło. Nim się zorientowałam do piłki podszedł zawodnik
przeciwnej drużyny. Po usłyszeniu gwizdka sędziego oddał celny
strzał, bowiem Kepa rzucił się w inną stronę. Anastasia
spojrzała na mnie markotna, ale zapewniłam ją, że jeden strzał
nie decyduje o całym wyniku. Pokiwała ze zrozumieniem główką
i powróciła do oglądania rywalizacji. Po rzucie Rossa Barkley’a
było 1-1. Do piłki podszedł najbardziej wyróżniający się
podczas tego spotkania zawodnik Eintrachtu, czyli Luka Jović.
Strzelił pewnie. Nigdy bym nie przypuszczała, że aż tak będę
przeżywać przebieg tego meczu. A jednak… Serce waliło mi jak
oszalałe i nie mogłam powstrzymać drżenia rąk. Nasz kapitan
spudłował. Trzecia kolejka była wyrównana, jednak to i tak goście
w dalszym ciągu pozostali na prowadzeniu. Gdy do piłki podszedł
kolejny piłkarz niemieckiej drużyny zacisnęłam mocno kciuki
obserwując Kepę.
–
O mój Boże, jak on to zrobił!!! –
krzyknęłam widząc jego obronę. Wzięłam głęboki oddech, żeby
się uspokoić, ale nic to nie dało. Anastasia podskakiwała na
moich kolanach jak szalona, a ja z trudem trzymałam ją, żeby nie
spadła. Po chwili jednak sama zeskoczyła i podbiegła bliżej,
aby mieć lepszy widok. Jej ulubiony wujek oddał celny strzał.
Ponownie przy piłce znalazł się przeciwnik. I Kepa ponownie
obronił jego strzał. – TAAK!!! – Wrzasnęłam nie mogąc
powstrzymać emocji.
–
Tylko spokojnie, bo jeszcze zaraz
zaczniesz tutaj rodzić – zaśmiała się siedząca obok mnie
Natacha, która spoglądała na poczynania swojego męża. Po
krótkiej chwili Eden golem zakończył dzisiejsze spotkanie, a
Chelsea mogła świętować awans do wielkiego finału.
–
I kto to mówi – odgryzłam się jej z
triumfem obserwując jej zarumienione policzki. – Och, chodź tutaj
– Mruknęłam. Przytuliłyśmy się do siebie ciesząc się z
sukcesu naszych mężczyzn jak i całej drużyny. Po wszystkim
rozemocjonowane czekałyśmy na Kepę przy jego samochodzie.
Anastasia zasypiała w moich ramionach, ale kiedy tylko spostrzegła
zbliżającą się sylwetkę Hiszpana natychmiast do niego pobiegła
i rzuciła mu się na szyję. Uśmiechnęłam się z rozczuleniem
obserwując tatę i córkę. Kepa dał jej buziaka w czółko i
poczochrał jej włosy.
–
Podobało się? – wyszczerzył swoje
zęby w szerokim uśmiechu.
–
Gratuluję! Jestem z ciebie dumna –
przyznałam całując go delikatnie.
–
Dobrze, że nie zeszłaś na zawał!
–
Już zapomniałam, jak absorbujące jest
oglądanie meczów. Takich meczów!
–
W takim razie to była najwyższa pora na
odświeżenie pamięci – zaśmiał się i posadził małą w
foteliku. Chwyciła w rączki swoją maskotkę i momentalnie zasnęła.
–
Co ci powiedziała? – spytałam
zajmując miejsce pasażera. Kąciki jego ust uniosły się ku górze.
Pogłaskał moją dłoń i z czułością spojrzał na Anastasię.
–
Że jestem jej bohaterem.
***
Witam!
Dziś trochę krócej, ale potrzebny mi był taki rozdział ;)
Dziękuję Wam za trzymanie kciuków! <3 Obroniłam się ^^ Ale nie to jest najważniejsze, tylko...
PAN TRENER FRANK 💙💙💙
Pozdrawiam ;*